środa, 15 grudnia 2021

Cykl na blogu CultureZone: „PROGRAM W ODCINKACH”


Witam bardzo serdecznie. W najnowszym „Programie w odcinkach” dosłownie polecimy w kosmos. Wśród kilku długo oczekiwanych seriali końcówki 2021 roku na szczególną uwagę na pewno zasługuje „FUNDACJA” Davida Goyera. Dlaczego, już wyjaśniam.


FUNDACJA ****

twórca: David Goyer, Josh Friedman

obsada: Jared Harris, Lee Pace, Lou Llobell, Leah Harvey, Alfred Enoch, Daniel MacPherson


Tytuł „Fundacja” jest doskonale znany wszystkim wielbicielom fantastyki naukowej. Niemal tak samo dobrze, jak „Diuna” Franka Herberta, lub dowolna powieść Stanisława Lema. Skąd to porównania. Bo podobnie jak książki Herberta, lub Lema, „Fundacja” to nie jest zwykła seria science fiction pełna strzelanek na lasery, oraz krwiożerczych starć z kosmitami. To seria głęboko filozoficzna i zmuszająca do refleksji nad przemijającym czasem. I, podobnie jak „Diuna”, lub powieści Lema, jest to literatura trudna do przeniesienia na ekran.


FABUŁA

Hari Seldon (Jared Harris) jest ścisłym umysłem, specjalizującym się szczególnie w szeroko pojętej matematyce. Jego największym i najbardziej ambitnym marzeniem jest założenie tytułowej Fundacji, która gromadziłaby jak najwięcej dotychczasowej wiedzy. Zostaje jednak wygnany z rodzinnej planety i wraz ze swoją świeżo upieczoną uczennicą, Gaal Dornick (Lou Llobell), udaje się na planetę Terminus, gdzie zakłada wymarzoną Fundację.

Przy okazji śledzimy równolegle to, co dziać się będzie kilkadziesiąt lat później. Poznajemy jedną z mieszkanek Terminusa, Salvor Hardin (Leah Harvey), stojącej na straży rodzinnej planety. W międzyczasie doszło do przewrotu o nazwie Kryzys Seldona, w którym kolonia mieszkańców Terminusa zostaje objęta protektoratem przez najeźdźców. Wkrótce ma dojść do kolejnego przewrotu, tym razem mającego na celu odsunięcie mieszkańców Terminusa od władzy. Ci jednak postanawiają się zbuntować.


OCENA

Plany adaptacji „Fundacji” krążyły po Hollywood od długiego czasu. Początkowo za kamerą miał stanąć Roland Emmerich, twórca tak głębokich produkcji science fiction jak „Gwiezdne wrota”, „Dzień niepodległości”, czy „Godzilla” (Anno Domini 1996). Na fanów twórczości Asimova padł blady strach, bo podejrzewano, że ich ukochana seria SF zostanie pozbawiona powieściowej głębi na rzecz bezmyślnej nawalanki. Na szczęście z tamtych planów nic nie wyszło z powodu niewystarczającego budżetu.

Miejsce po Emmerichu zajął z kolei David S. Goyer, twórca na pierwszy rzut oka również odpowiedzialny za kino akcji. Spod jego ręki wyszły scenariusze takich filmów jak „Batman: Początek” Christophera Nolana, „Mroczne miasto” Alexa Proyasa (który notabene sam jakiś czas temu ekranizował Asimova – filmem „Ja, Robot”), czy „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” Zacka Snydera, a sam Goyer jako reżyser zrealizował takie „cudeńka”, jak kuriozalny „Blade: Mroczna trójca”. Wydawało się, że po tym twórcy również nie ma co liczyć na zachowanie szacunku dla powieściowego pierwowzoru.

I owszem, w serialowej „Fundacji” nie brak typowych nawalanek. Same sekwencje rebelii mieszkańców Terminusa mogą świadczyć o tym, że zadbano tu o epickie zwroty akcji. A już na pewno epicka jest muzyka Beara McCreary`ego. Goyer zdecydował się jednak zachować co nieco z dywagacji Isaaca Asimova. Narracja zza offu nie jest wcale pozbawiona filozoficznych zacięć, co powinno być satysfakcjonujące dla zaniepokojonych wielbicieli amerykańskiego pisarza rosyjskiego pochodzenia. Innymi słowy: pogodził ze sobą wymogi współczesnych produkcji science fiction z problematyką powieści Asimova. A przy okazji pokazał, że – teoretycznie nieekranizowana – proza autora cyklu o Robotach jednak da się przełożyć na ekran.

Właściwie, jeśli Goyer miał odejść od pierwowzoru literackiego, to tylko pod względem fabularnym. Gdyby usunąć z pierwszego tomu „Fundacji” wszystkie filozoficzne podteksty, fabuła okazałaby się banalnie prosta. Książka opowiadałaby po prostu o próbach założenia tytułowej Fundacji i trudnych próbach utrzymania jej w ryzach. Goyer rozbudował fabułę książki, stosując liczne przeskoki czasowe i różnorodne miejsca akcji. Mimo takiego zabiegu twórca serialu zachował nie tylko filozoficzne dywagacje autora, ale i spójność fabuły. Intryga poprowadzona została klarownie, bez obaw, że widz podczas seansu zastanawiałby się, o co w tym wszystkim chodzi.

Serial jest też udany pod względem obsady. Jasne, można narzekać, że zmieniono płeć Gaala Dornicka (w powieści był to facet, a tu mamy młodą dziewczynę), że zrobiono z Salvora Hardina bojownika (płci żeńskiej) o wolność, kiedy on w powieści Isaaca Asimova był raczej autorem Encyklopedii Galaktycznej. Nie zmienia to faktu, że aktorki grające te (zmienione) postaci wypadają dobrze. Również Lee Pace w roli Brata Dnia stojącego na czele planety Tranton wypada znakomicie (na dobrą sprawę to solidny plus tej produkcji). Najlepiej według mnie wypadł Jared Harris w roli Seldona. To futurologiczny mędrzec z ambicjami, których jednak nikt nie potrafi dojrzeć. Jego interpretacja Seldona jest najbardziej zbliżona do książki Isaaca Asimova.

Ostatnimi czasy dostaliśmy masę głęboko refleksyjnych produkcji science fiction: „Blade Runner 2049”, „Diuna” (oba w reżyserii Denisa Villeneuve`a), teraz do nich dołącza także „Fundacja” wyprodukowana przez Davida Goyera. Może nadeszła teraz pora by porządnie zekranizować Stanisława Lema (i to w taki sposób, żeby nasz rodzimy futurolog w końcu byłby zadowolony z filmowych podejść do jego książek)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz