piątek, 28 stycznia 2022


KRZYK 2 ****


Pierwsza cześć pastiszowego horroru „Krzyk” całkiem zasłużenie odniosła sukces, dlatego Craven do spółki ze scenarzystą Kevinem Williamsonem postanowili kuć żelazo póki gorące. Tym razem panowie wykorzystali możliwość nakręcenia sequela i postanowili wziąć na celownik zwyczaj… kręcenia sequeli.

Co to w praktyce oznacza? Że „Krzyk 2” świadomie żartuje sobie z reguł którymi rządzą się tym razem sequele. W tej sytuacji niezawodny okazuje się po raz kolejny jeden z bohaterów pobocznych, niejaki Randy (Jeremy Kennedy) będący swoistą encyklopedią slasherów na dwóch nogach. Jego cenne rady znów okażą się bardzo pomocne, ponieważ Ghostface powrócił i ponownie prześladuje niewinną Sidney Prescott (Neve Campbell).

Każdy fan kina doskonale wie, jakimi regułami rządzą się sequele: wszystkiego musi być więcej niż wcześniej: kasy, efektów specjalnych, przemocy, gwiazd w obsadzie itd. Craven i Williamson co i rusz puszczają oko do widza dając do zrozumienia, że bohaterowie „Krzyku” są tego absolutnie świadomi. Nie zabrakło też metaforycznych nawiązań do poprzedniej odsłony. Pamiętacie jak Sidney Prescott żartowała sobie w pierwszym „Krzyku”, że „znając swoje szczęście, w kolejnej odsłonie Snap najprawdopodobniej zagra ją Tori Spelling”? Wes Craven ironicznie pokazuje co by było, gdyby faktycznie do tego doszło…

Przy tym wszystkim Craven i Williamson nie zapominają, by trzymać widzów w napięciu. W efekcie „Krzyk 2”, tak jak poprzednia odsłona, balansuje między horrorem, a komedią. Przekonują widza, by nie brał wszystkiego na serio, a przy tym wciąż z widoczną werwą nawiązują do klasyków gatunku. Zwrotów akcji jest tu również więcej niż w poprzedniej odsłonie, a rozwiazanie kto tym razem ukrywa się za maską Ghostface’a ponownie zaskoczy niejednego widza.

Jedynym mankamentem jest czas trwania. Oczywiście dla fanów Cravena (do których sam należę) oglądanie kolejnej odsłony ukochanego cyklu mogłoby trwać w nieskończoność, jednak nic film by nie stracił, gdyby go odchudzono o - powiedzmy - 10 minut. I nie chodzi mi o to, że klasyczny slasher powinien trwać półtorej godziny, nie. Pierwszy „Krzyk” trwał 105 minut i idealnie trzymał w napięciu. Sequel momentami nieco przynudza (zwłaszcza prolog rozgrywający się na premierze pierwszej części „Snap”: super, że twórcy pokazują w przerysowany sposób euforię fanów podczas oglądania horroru, ale my tu czekamy na pierwszy zwrot akcji).

Obsada istotnie jest większa, bo prócz stałych aktorów, zasiliła ją chociażby Sarah Michelle Gellar niedługo po występie w „Koszmarze minionego lata” i o krok przed przełomową rolą tytułowej „Buffy, postrach wampirów”. Szkoda tylko, że miała niewiele do zagrania. Craven mógł ją nieco rozwinąć. Więcej do zagrania ma rownież Liev Schreiber, o którego bohaterze w poprzedniej części dowiadywaliśmy się tyle, że był oskarżany o zamordowanie matki Sidney. Nieźle za to wypada Jerry O`Connell w roli chłopaka naszej final girl.

Jednak prócz tego główna cześć obsady dalej wywiązuje się swietnie z powierzonych im ról. Neve Campbell dojrzewa w roli Sidney Prescott: wciąż bywa zastraszana, choć tym razem jest bardziej świadoma swoich decyzji. To, oczywiście, kolejne pastiszowe posunięcie ze strony Cravena i Williamsona: wiadomo, że finał girl w kolejnym sequelu nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać i jest w pełni przygotowana do kolejnego (ostatecznego?) starcia. Z kolei David Arquette i Courtney Cox to największe źródło humoru filmu, jeśli nie liczyć - oczywiście - pastiszowego zacięcia.

Krzyk 2” pokazuje, że seria utrzymała poziom i klasę swojego słynnego poprzednika. To zaś pozwoliło Cravenowi na (chwilowe) domknięcie serii trzecią odsłoną.


Reż. Wes Craven

Gatunek: horror

Czas trwania: 120 minut

Tytuł oryg.: Scream 2


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz