niedziela, 30 stycznia 2022

KRZYK 4 ****


Powrót do serii „Krzyk” był dla twórców nie tylko jak powrót do korzeni, ale również jak ostatnia deska ratunku, jak możliwość powrotu do dawnej formy. Wes Craven w tamtym okresie odniósł sukces trzymającym w napięciu thrillerem „Red Eye” (2005) z Rachel McAdams i Cillianem Murphym w rolach głównych, ale też lizał rany po chłodno przyjętych horrorach „Przeklęta” i, zwłaszcza, „Zbaw mnie ode złego”.

Z kolei Kevin Williamson też nie radził sobie w świecie kina. Jego debiut, „Jak wykończyć panią T.” odniósł umiarkowany sukces i Williamson marnował talent w TV. Jednocześnie w tym czasie horrory, a zwłaszcza slashery, miały się nie najgorzej (oczywiście, jak ktoś jest fanem serii „Piła”, albo mniej lub bardziej udanych remake`ów klasycznych slasherów). Co więc innego pozostało? Skierować swoje kroki raz jeszcze do Woodsborro.

Nie tylko Williamson i Craven wrócili do znajomego amerykańskiego miasteczka. Wróciła też Sidney Prescott (Neve Campbell), promująca swoje wspomnienia z tragicznych wydarzeń w rodzinnym miasteczku. Powrót był dla niej o tyle trudny, ponieważ rozpamiętywała swój koszmar sprzed 11-15 lat. Nasili się jeszcze bardziej, kiedy do Woodsborro wróci jeszcze jedna osoba: zamaskowany boogeyman killer zwany Ghostface.

Powrót do serii „Krzyk” został zapowiedziany już w 2008 roku, a Craven przyznał, że nie miałby nic przeciwko temu o ile scenariusz byłby tak samo dobry jak pierwsza część serii. Obaj twórcy wrócić do korzeni swojej serii i przywrócić jej stary styl, który lśnił w dwóch pierwszych odsłonach. Sądzę, że nie tylko ja byłem zniesmaczony tak słabą jakością trzeciej części, do której scenariusza Williamson nie napisał.

Czwarta odsłona w zadowalający sposób odświeżała rozpoznawalny charakter opowieści – balansujący na granicy horroru i komedii, jednocześnie trzymając w napięciu i dostarczając mnóstwo zabawy na granicy pastiszu. Twórcy znów z dawnym wigorem robią rozrachunek ze współczesnymi slasherami. A jest co osądzać. Już sekwencja otwierająca film z nastoletnią brunetką wychwalającą przed koleżanką serię „Piła” i postać Jigsawa (niech mnie ręka boska broni od takiej dziewczyny, nieważne jak bardzo byłaby ładna...) jest wyborna. Nowy „Krzyk” to nic innego jak wzorcowe – i iście karykaturalne – podsumowanie minionej dekady w historii slasherów…

Dekada przerwy w realizacji serii przysłużyła się także obsadzie. Neve Campbell, Courtney Cox i David Arquette (oboje byli wtedy j e s z c z e parą także poza planem zdjęciowym) trzymają poziom. Również nowi członkowie obsady spisali się bardzo dobrze. Dotyczy to przede wszystkim Rory`ego Culkina (brata Macaulaya „Home Alone” Culkina) wcielającego się w organizatora nocnego maratonu fikcyjnej serii Stab. W tym wątku Williamson i Craven bezbłędnie pokazują, że czasy się zmieniają, gusta też ulegają zmianie, ale umiłowanie fanów dla kultowej serii nigdy nie przemija. Wreszcie trzeba też wspomnieć o jak zawsze bardzo dobrej muzyce Marco Baltramiego.

Bracia Weinstein zapowiadali, że „Krzyk 4” miał być początkiem nowej trylogii. Niestety, z czasem plany uległy zmianie. W 2015 roku zmarł Wes Craven, pogrążając w żałobie wielu swoich fanów. Z kolei w 2017 roku Harvey Weinstein został oskarżony na tle seksualnym. Do kolejnego powrotu do Woodsborro doszło dopiero w 2021 roku.


Reż. Wes Craven

Gatunek: horror

Czas trwania: 105 minut

Tytuł oryg.: Scre4m

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz