środa, 14 września 2022

Cykl na blogu „CultureZone”: „PROGRAM W ODCINKACH” 


Witam serdecznie. Dzisiejszy odcinek „Programu w odcinkach” będzie miał charakter retro-nostalgiczny. Cofniemy się do początku lat 90 i przypomnimy sobie jedną z najlepszych animacji z dzieciństwa osób urodzonych pod koniec lat 80, a przy okazji najlepsze ekranowe wcielenie Batmana. Mowa o, rzecz jasna, serialu „BATMAN: THE ANIMATED SERIES”. Okazja tym szczególna, bo poprzednim tygodniu minęło 30 lat od premiery serialu. Zaczynamy.


BATMAN: THE ANIMATED SERIES ******

Twórcy: Bruce Timm, Eric Radomski

Obsada: Kevin Conroy, Efrem Zimbalist jr, Loren Lester, Robert Constanzo, Richard Moll, Adrienne Barbeau, Mark Hamill, Arleen Sorkin


Chociaż Batman na ekranie zadebiutował już w latach 40, a popularny stał się jeszcze w latach 60 (pamiętny serial z Adamem Westem), największy boom na tą postać nastał dopiero na przełomie lat 80 i 90. Rekordy popularności biła powieść graficzna Franka Millera „Powrót Mrocznego Rycerza”, który przywrócił utracony na dwadzieścia poprzednich lat mrok. W kinach triumf święcił z kolei Tim Burton swoją dylogią (wtedy planowaną na trylogię) z Michaelem Keatonem. Jak się okazuje telewizja też potrzebowała swojego Batmana.


FABUŁA

Tutaj z pomocą przyszli Bruce Timm i Eric Radomski odwołując się do klasycznych komiksów o Batmanie, ale tworząc wokół nich własną fabułę. Batmana vel Bruce’a Wayne’a poznajemy tutaj jako doświadczonego super bohatera walczącego z przestępczością Gotham City i mający za sojuszników pomocnika Robina, komisarzy Jamesa Gordona i Harveya Bullocka, oraz lokaja Alfreda.


OCENA

Pomimo jedynie lekkiej inspiracji komiksami DC (żaden z odcinków nie jest oparty sensu stricte na zeszytach o Batmanie), twórcom udało się uchwycić gęsty, wręcz noirowy klimat oryginału. W pewnym sensie swoje zrobił wcześniej Tim Burton w aktorskich filmach o Mrocznym Rycerzu (umówmy się: on też za bardzo nie trzymał się komiksom, co najwyżej przekartkował „Zabójczy żart” Alana Moore’a…), zachowując mroczny nastrój komiksów. Twórcy animowanego Batmana wyraźnie nawiązali do wizji Burtona (co słychać szczególnie w muzyce inspirowanej smyczkami u Danny’ego Elfmana), co widać w scenerii mieszającej art deco z architekturą lat 20 i 30.

W efekcie powstał serial legenda, który pomimo lekkiego nawiązania do komiksów Boba Kane’a i Billa Fingera, okazał się najlepszym odzwierciedleniem przygód Batmana z kart komiksów. Dla niżej podpisanego to właśnie ten serial jak i dwa filmy Tima Burtona ukształtowały w głowie jak powinny wyglądać komiksy o Batmanie. A że oglądało się też dwa koszmarki od Joela Schumachera…  chociaż widziałem drastyczną różnicę, początkowo dla mnie w dzieciństwie nie miało to znaczenia. Grunt, że na ekranie widziałem Batmana. Dla kilkulatka to w zupełności… ekhem, ekhem… wystarczyło. 

Pisząc o animowanym Batmanie, nie mogę przemilczeć dubbingu. Zwłaszcza oryginalnego. Kevin Conroy wypada świetnie, podobnie Adrianne Barbeau jako Kobieta Kot, czy Richard Moll jako Harvey Dent aka Dwie Twarze. Show jednak kradnie fenomenalny Luke Skywalker… znaczy Mark Hamill jako Joker (już pierwszy odcinek z Błazeńskim Księciem Zbrodni - „Święta z Jokerem” - to majstersztyk. Jeśli już śpiewać „Jingle Bells” to tylko w duecie z Jokerem). Jeżeli jakiś fan „Gwiezdnych wojen” ubolewał nad tym, że Hamill zniknął na dobre ze świata kina (przynajmniej do Epizodu 8 gwiezdnej sagi), uspokajam: Hamill poczuł się w dubbingu jak ryba w wodzie, czego dowodem także liczne gry o Batmanie).

W ogóle serial Bruce’a Timma to wręcz galeria zapadających w pamięć czarnych charakterów (Pingwin, Mr Freeze, Dwie Twarze itd), równie groteskowych jak w komiksach, co przerażających. Zresztą, niektórzy z nich narodzili się dopiero w tym serialu. Świetnym przykładem chociażby ukochana Jokera, Harley Quinn, bardzo dobrze dubbingowana przez Arleen Sorkin. Po tym jak stała się popularna w serialu Bruce’a Timma, zaczęła żyć własnym życiem pokazując, że jest niemniej świrniętego od swojego „Pączuszka” (nawet w tak mniej udanych produkcjach jak „Legion samobójców” z 2016 roku, czy „Ptaki nocy”).

Animowany serial o Batmanie z początku lat 90 to kolejny (po komiksach Franka Millera i filmach Tima Burtona) dowód na to, że Człowiek Nietoperz nic nie stracił ze swojego mroku, a po 30 latach, które minęły od premiery, stanowi nostalgiczną podróż dla mojego pokolenia 89’ (zresztą, dla niewiele starszych lub młodszych ode mnie także). Do tej jaskini Batmana chodziłbym nie raz i nie dwa razy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz