poniedziałek, 24 czerwca 2024

JUTRO BĘDZIE NASZE *****


O trudnych tematach trudno się opowiada. Trzeba mieć nie tyle sporo odwagi, ale przede wszystkim sporo oleju w głowie, by podejście miało ręce i nogi. A i tak rozwiązania fabularne wybrane przez realizatorów mogą zaskakiwać do takiego stopnia, że ręce widzów same układają się do oklasków za pomysłowość.

Jutro będzie nasze” podejmuje temat przemocy domowej. Temat był przerabiany w filmach nie raz i nie dwa razy. W Polsce najbardziej znany przykład to wstrząsające „Pręgi” Magdaleny Piekorz według książki Wojciecha Kuczoka. Film Paoli Cortellesi (także odtwórczyni głównej roli kobiecej) idzie o krok dalej i pokazuje przemoc domową wymierzaną na kobiecie. Już w pierwszej scenie główna bohaterka mówi z uśmiechem do swojego męża „Dzień dobry” i w odpowiedzi dostaje w twarz. Realizacyjnie jednak film wybija się nad przeciętnymi produkcjami podejmującymi podobny temat.

Reżyserka nie sili się na tanie szokowanie. Zwłaszcza, że w filmach o tym temacie schemat jest taki sam: chłop to typ macho dominujący nad ogniskiem domowym, a kobieta to kura domowa i worek treningowy w jednej osobie. U Cortellesi jest podobnie: mąż-agresor stosuje obie formy przemocy: werbalną i fizyczną, a bohaterka niczym biblijny Hiob znosi wszelkie męki i katusze na przekór wtrącających się w cudze sprawy przyjaciółek. I o ile przemoc werbalna w niczym nie różni się od przeciętnego przedstawienia takiej formy w filmach, o tyle przemoc fizyczna została przez reżyserkę przedstawiona w zaskakującej formie… tańca.

Żeby jednak nie było tak łagodnie, reżyserka pokazuje również konsekwencje nagminnego lekceważenia rad drugiej osoby. Zwłaszcza gdy wsparcie chcą dać członkowie rodziny-świadkowie domowej burdy. W najgorszym wypadku gdy rodzona matka chciałaby przestrzec dzieci przed podobnym losem, usłyszałaby w odpowiedzi: „A tobie, przepraszam, życie ułożyło się lepiej?”. Tak jakby reżyserka chciała powiedzieć: Nie ignorujcie wszystkich wokół siebie, bo gorzko będziecie tego żałować. Mimo tego, że bohaterka ostatecznie sama bierze wszystkie sprawy w swoje ręce. Przy okazji przytoczona sytuacja pokazuje również, że toksyczna relacja między mężem, a żoną może też łatwo przejść na dzieci i ich przyszłą relację z drugą osobą.

Film został nakręcony w formie włoskiego neorealizmu, co czuć nie tylko w balansowaniu na granicy humoru i powagi, ale też w obrazie ukazanym na czarno-białej taśmie filmowej. Dobitnie to pokazuje zestawienie ukazania przemocy fizycznej z przemocą werbalną, choć w filmie nie brakuje też scen czysto komediowych. Zresztą to balansowanie na granicy humoru i powagi jest znakiem firmowym włoskiego kina, czego dowodem w ostatnim 30-leciu jest chociażby tyleż wstrząsające, co znakomite „Życie jest piękne” Roberto Benigniego. Reżyserka inspirując się kinem Vittorio de Siki pokazuje, że życie nie jest wyłącznie kolorowe, ale też nie jest wyłącznie ponure, tylko znajduje się gdzieś po środku. I wyraźnie trzyma stronę kobiet, dodając im otuchy nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.

Forma wiąże się również z elementami historycznymi. Podjęty w filmie temat przemocy domowej i samoobrony wobec agresora wydaje się tym bardziej uzasadniony, bo produkcja opowiada o rozwijającym się feminizmie. Świetnie to oddaje zwłaszcza czas akcji filmu. Koniec II wojny światowej i okres gdy kobiety we Włoszech po raz pierwszy idą głosować. Nie pytając się facetów o zdanie. Niezależna decyzja o uczestniczeniu w wydarzeniu, w którym kobiety dotąd nie brały udziału, przybiera postać cichego buntu wobec mężczyzn. Także wobec tego, jak chłopy traktują kobiety. Nie zdziwię się, jeśli film (notabene wielki przebój we Włoszech, czemu się nie dziwię) zainspiruje wiele kobiet.


Reż.: Paola Cortellesi

Czas trwania: 115 minut

Gatunek: komediodramat

Tytuł oryg,: „C'è ancora domani

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz