piątek, 14 stycznia 2022

KRZYK ******


Wes Craven bezsprzecznie zapisał się w historii współczesnego horroru. I to pomimo faktu, że na co dzień za tym gatunkiem nie przepadał. Mistrzem horroru stał się wręcz wbrew swojej woli. Trudno bowiem przekreślić walory „Koszmaru z ulicy Wiązów”, „Ostatniego domu po lewej”, czy „Wzgórz mających oczy”. Szczególnie „Koszmaru z ulicy Wiązów”, z którym to horrorem Craven był bardzo długo kojarzony, chociaż z najwcześniejszych odsłon nakręcił tylko część pierwszą.

W latach 90 jednak Craven postanowił zakończyć serię „Koszmar z ulicy Wiązów” i to na tyle, by nikt nie kręcił kolejnych części serii o przeraźliwym upiorze Freddym Krugerze. A po realizacji bardzo dobrego „Nowego koszmaru” zdecydował się na redefinicję współczesnego slashera, podgatunku horroru, który od chwili debiutu w końcówce lat 70 zdążył dorobić się słynnych trzech reguł, którymi się rządził. Z pomocą Cravenowi przyszedł debiutujący jako scenarzysta Kevin Williamson ze skryptem „Scary Movie”. Fabuła pastiszowego horroru przypadła Cravenowi do gustu, widział w nim bowiem możliwość wyśmiania ogranych do przesady horrorowych schematów, zaproponował tylko inny tytuł: „Scream”.

I bum: tak powstał „Krzyk”, film będący dla horroru tym, czym był „Shrek” dla kreskówek: klasyką postmodernistycznego kina. Realizując pierwsze swoje slashery, Craven ustanawiał pierwsze elementy, które charakteryzowały slasher. Sporo w tej kwestii miał do powiedzenia także John Carpenter, który w swoim „Halloween” (oryginale z 1978 roku) zebrał do kupy wszystkie elementy znane ze slasherów.

Teraz, z kolei, przyszła pora by pośmiać się z tych wszystkich schematów. I poprzewracać je do góry nogami, bo nie ważne czy będziesz uprawiał seks, czy powiesz: „Zaraz wracam”, to niekoniecznie trafisz pod nóż boogeyman killera. Film Cravena znakomicie nawiązuje do najbardziej znanych slasherów, przytaczając pochodzące z nich cytaty, sceny, czy w ogóle tytuły. Nic dziwnego, że slashery dzieli się na te przed „Krzykiem” i te po „Krzyku”. Film Cravena nakreślił grubą kreską granicę między tym, co było kiedyś, a tym, co ma się teraz wydarzyć. Stanowił swoiste podsumowanie pierwszych 18 lat w historii slasherów. Późniejsze części będą podobnie „podsumowywać” inne aspekty pojawiające się w filmach (sequele, trylogie itd.).

Nie mogę tylko się nadziwić, że ten sam Williamson zaledwie rok później popełnił skrypt do slashera, który – niczym klasyki z lat 80 – powielał znowu slasherowe schematy (mowa tu, oczywiście, o „Koszmarze minionego lata”). Po takim sukcesie, jakim był horror Cravena, powinien był pójść za ciosem. I niekoniecznie mam na myśli kolejne sequele (które i tak powstały), tylko slashery robione w duchu „Krzyku”.

Ogólnie jest to film zrealizowany dla koneserów gatunku. I z takimi koneserami w rolach głównych. Bo sami powiedzcie, kto lepiej zna reguły pojawiające się w slasherach, jak nie ich nałogowi fani? Kto lepiej by serwował cytatami ze slasherów, przytaczał pojedyncze sceny ze slasherów, lub podawał ich tytuły, jeśli nie właśnie fani slasherów. Nic zatem dziwnego, że w kulminacyjnym momencie grupa dwudziestolatków ogląda z takim przejęciem „Halloween” z 1978 roku, a jeden z nich w pewnym momencie robi wykład na temat wspomnianych reguł pojawiających się w slasherach.

Świetnie jako postmodernistyczna final girl sprawdza się Neve Campbell, z której „Krzyk” zrobił gwiazdę. Kapitalna jest Courtney Cox (pamiętna Monica Geller z „Przyjaciół”) jako wścibska dziennikarka Gale Weather i David Arquette jako początkujący policjant Dewey. Także muzyka Marco Badalantiego brzmi doskonale.

Mimo 25 lat na karku, „Krzyk” Cravena broni się znakomicie. Być może dla współczesnego pokolenia wyda się przestarzały (chyba, że zainteresują się starszymi slasherami, jak choćby „Halloween” z 1978 roku), jednak fani na pewno się nie zawiodą. Po takich filmach, jak „Krzyk” właśnie, poznaje się prawdziwego Mistrza.


Reż. Wes Craven

Czas trwania: 100 minut

Gatunek: horror

Tytuł oryg. Scream

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz