środa, 13 kwietnia 2022

Cykl na blogu CultureZone: „PROGRAM W ODCINKACH”


Witam serdecznie raz jeszcze na naszym rodzimym podwórku. Dziś czeka nas wycieczka do Krakowa śladami słowiańskich wierzeń i tutejszego bestiariusza. Jak się prezentuje serial Kasi Adamik „KRAKOWSKIE POTWORY”? Zobaczmy sami.


KRAKOWSKIE POTWORY *

twórca: Kasia Adamik

obsada: Barbara Liberek, Andrzej Chyra, Stanisław Linowski, Mateusz Górski


Od jakiegoś czasu mitologia słowiańska przeżywa swój renesans. Elementy wierzeń i mitów Słowian można znaleźć zarówno we współczesnej literaturze fantasy (twórczość Franciszka M. Piątkowskiego, powieść „Chąśba” Katarzyny Puzyńskiej, seria „Żniwiarz” Pauliny Hendel), jak i telewizji („Wiedźmin” platformy Netflix). W końcu po elementy mitologii słowiańskiej sięgnęli również Polacy, a efektem tej pracy miał być najnowszy serial (czy raczej „twór”) Kasi Adamik…


FABUŁA

Główna bohaterka, studentka Alex (Barbara Liberek), jest outsiderką dręczoną Mroczną Przeszłością. Jej życie zmienia się, kiedy dołącza do organizacji tajemniczego profesora (Andrzej Chyra). Członkowie tej organizacji (swojskiego Archiwum X) zajmują się tropieniem zjawisk paranormalnych i łapaniem potworów. Alex, z początku niechętnie, do nich dołącza.


OCENA

Na pierwszy rzut oka opis przypomina powtórkę z kultowego serialu Chrisa Cartera i aż dziw bierze, że tak jak w oryginale wykorzystano amerykański folklor i wiarę w kosmitów, tak my mogliśmy zrobić podobny użytek z wierzeń Słowian. Niestety, to co było dobre na papierze, na ekranie woła o pomstę do nieba. Punkt wyjściowy był dobry, szkoda tylko że realizacja nie była w ogóle przemyślana.

Bardzo słabo wypada gra aktorska, a najbardziej to widać na przykładzie gry aktorskiej Andrzeja Chyry. Reszta obsady wypada o wiele gorzej (np. debiutująca na ekranie Barbara Liberek), a bohaterowie wzbudzają jedynie irytację. Żeby chociaż dało się czuć między nimi jakąś chemię, ale nawet to się nie udało.

Scenarzyści próbowali iść ścieżką wytyczaną w l. 90 przez Chrisa Cartera. Serial wygląda jednak jak popłuczyna po zachodnich produkcjach. W dodatku wszystko w „Krakowskich potworach” jest podane ze śmiertelną powagą. Carter bawił się konwencją konspiracyjnego thrillera z elementami amerykańskiego folkloru. Natomiast z punktu widzenia znawców słowiańskiego folkloru, „Krakowskie potwory” to stek wierutnych bzdur, które nie dość że pokazują brak dystansu realizatorów, to jeszcze świadczą o zerowym researchu z mitologii słowiańskiej. Świetnym tego przykładem postać Zimowego Spasa. Ma to być słowiański odpowiednik Świętego Mikołaja, tyle że kradnący prezenty zamiast nimi obdarowywać. Prawdziwy Zimowy Spas było jednak… świętem, samo imię Spas pochodzi od słowa Spasitiel” czyli Jezus-Zbawca, więc ze Słowianami miało mało wspólnego.

Największą atrakcją serialu Adamik miały być tytułowe „krakowskie potwory”. Twórcy chcieli wziąć na warsztat zarówno znane jak i mniej znane stwory. I zadbali o to, by było ich co niemiara. Szkoda, że efekty specjalne są po prostu tandetne, przywodzą wręcz na myśl złotego smoka z „Wiedźmina”. Polskiego „Wiedźmina”. Mamy 2022 rok, film Marka Brodzkiego powstał 21 lat temu (a serialowa wersja: równo 20 lat temu!), tamtejsze CGI przywodziło na myśl grafikę z gier wideo z lat 90, jednak można było usprawiedliwić twórców „Wiedźmina”, że efekty komputerowe wtedy dopiero raczkowały. Ale od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt lat. Oglądając twór Kasi Adamik odniosłem z przykrością wrażenie, że pod względem techniki komputerowej ani trochę się nie rozwinęliśmy! Chyba tylko hulaszcza bogini Piwka wygląda świetnie, ale tylko dlatego, bo gra ją żywa aktorka.

Jedyne, co się udało w serialu, to zdjęcia. Kraków, w którym osadzono akcję, to naprawdę piękne miasto, które cudem uniknęło większych zniszczeń z czasów II wojny światowej. Zresztą, niżej podpisany jeszcze przed pandemią regularnie jeździł do Krakowa na Festiwal Muzyki Filmowej i urozmaicał czas spędzony na południu Polski zwiedzając zabytki tego miasta.

Wątpię więc, czy doczekamy się drugiego sezonu. „Krakowskie potwory” to bez dwóch zdań twór do szybkiego zapomnienia. Szkoda Andrzeja Chyry na takie produkcje. Jak i samego Krakowa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz