piątek, 27 maja 2022

Cykl na blogu „CultureZone”: „KĄCIK LITERACKI”


Witam serdecznie. Dziś nietypowo, bo tym razem zapraszam nie dość, że do retro recenzji, w której będę oceniał wznowiony tytuł, to jeszcze do podwójnej retro recenzji. Jak bardzo podobały mi się dwa pierwsze tomy „Księgi całości” Feliksa W. Kresa, czyli „PÓŁNOCNA GRANICA” i „KRÓL BEZMIARU”? Przekonajmy się.


Feliks W. Kres, „PÓŁNOCNA GRANICA”/„KRÓL BEZMIARÓW” *****


Wyd. Fabryka Słów, 2021 (wznowienie)


O Feliksie W. Kresie wspominałem jakiś czas temu na moim blogu. Choć początki literatury fantasy na polskim podwórku kojarzymy przede wszystkim z Andrzejem Sapkowskim i „Wiedźminem”, Kres debiutował niewiele wcześniej od Sapkowskiego. Z Kresem było jednak tak, że po 1) w pewnym momencie swojej twórczości przerwał swoją karierę, a po 2) przez te lata nieobecności redagował pierwsze tomy swojego opus magnum, czyli „Księgi Całości”. Dziś za kanoniczne uznaje wydanie z wydawnictwa Fabryka Słów.

I właśnie na tym wydaniu się pochylę w tej recenzji.


TREŚĆ

Akcja cyklu rozgrywa się w różnych rejonach Szereru, krainy nad którą unosi się rodzaj bytu o nazwie Szerń. Byt ten sprawił, że w krainie pojawiły się trzy rozumne istoty: ludzie, sępy i koty. Prócz Szerni nad Szererze unosi się też byt Alert, który wykreował własne istoty. 

Oba tomy - podobnie jak trzeci pt. „Grombelardzka legenda” - można czytać niezależnie i nie są ze sobą ścisłe powiązane.

„Północna granica” rozgrywa się na północy Szereru, a a bohaterami jest oddział rycerzy, na usługach których znajdują się także rozumne koty. Natomiast akcja „Króla Bezmiarów” toczy się na morzach przy brzegu Bezmiaru Wschodniego. Tu z kolei bohaterami są piraci, na których czele stoi młody korsarz, Rapis. 


OCENA

Jeśli ktoś wiąże początki polskiej literatury fantasy z nazwiskiem Andrzeja Sapkowskiego, powinien bezdyskusyjnie sięgnąć po oba tomy serii Feliksa W. Kresa i poznać kogoś, komu Sapkowski właściwie mógłby czyścić buty. Tak, o ile do twórczości Sapkowskiego długo się przekonywałem (poniekąd wpływ na to miała tragiczna adaptacja „Wiedźmina” z 2001 roku), o tyle Kres z marszu urzekł mnie oryginalną, nieopierającą się na słowiańskim folklorze, wyobraźnią (sam koncept Szerni obdarzającej rozumem zwierzęta jest fantastyczny) i kapitalnym rozmachem. Dodajmy do tego również galerie pełnokrwistych postaci. 

Powściągliwy byłbym tylko z porównywaniem Kresa do Tolkiena, na zasadzie osoby, dzięki której literatura fantasy trafiła na salony. Tytuł polskiego Tolkiena przypisałbym tu akurat Sapkowskiemu, choć niektórzy traktowali jego twórczość jako bajkową (sporo odniesień do baśni i legend słowiańskich). Z drugiej strony Tolkien pisząc „Hobbita” także inspirował się, prócz staroangielskich poematów, bajkami. 

Kresowi bliżej bardziej do George’a R. R. Martina, a nawet do Stevena Erikssona, twórcy „Malazańskiej Księgi Poległych”. Akcja jego książek - przynajmniej trzech pierwszych tomów - rozgrywa się w różnych rejonach Szereru, a na kartach tomów nie brakuje tak niecenzuralnego słownictwa, jak i brutalnych i epickich scen batalistycznych. Okazjonalnie dochodzi też do tzw. momentów (patrz: „Król Bezmiarów”). Nie jest więc to literatura dla młodzieży, czy nawet dla nastolatków.

W pewnym sensie jak dla mnie Kres bije na głowę Erikssona. To, co napiszę teraz, pewnie oburzy wielu fanów Erikssona: próbowałem  czytać „Malazańską Księgę Poległych”, ale przy drugim tomie - nomen omen - poległem. Widocznie źle podszedłem do tamtego cyklu i będę musiał ponowić próbę (życzcie mi szczęścia). Nie miałem takich samych problemów z Kresem, chociaż obu pisarzy łączy równie rozległy świat przedstawiony. Tak rozległy, że każdy tom rozgrywa się w innym rejonie kontynentu. Na plus Kresa wpływa jednak język, bo Erikssona - mimo imponującego rozmachu i pomysłów fabularnych - ciężko mi się czytało. 

A czy będę czytał dalsze tomy „Księgi Całości”? Bardzo bym chciał, dlatego będę się rozglądał za kolejnymi częściami. Moja przygoda w Szererze dopiero się zaczęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz