czwartek, 28 marca 2024

Cykl na blogu „CultureZone”: „UBÓSTWIANA ÓSEMKA”


Cześć wszystkim. Dziś zaczynamy Wielki Tydzień. W niedzielę i poniedziałek będziemy obchodzić Wielkanoc. Z tej okazji przygotowałem dla was ranking popkulturowych ZMARTWYCHWSTAŃ. Jeśli myślicie, że tylko Pan Jezus wracał zza grobu, to nic bardzie mylnego. Motyw wskrzeszania i przywracania ciału duszy był wałkowany w popkulturze niejednokrotnie, a ten ranking będzie tego dowodem. Zaczynamy.


8, Ellen Ripley [„Obcy: Przebudzenie”, reż. Jean-Pierre Jeunet]

Puryści za pewne będą kręcić nosem, że to mało oryginalny sposób na ciągnięcie serii i zarobienia więcej kasy. Skoro w finale „Obcego 3” Ellen Ripley bohatersko poświęca życie by nie dopuścić do narodzin nowego Xenomorpha, po co ją ożywiać. Nie liczy się jednak pomysł, lecz wykonanie, a raczej efekt końcowy. Ripley z „Obcego: Przebudzenia” jest zupełnie inną osobą od Ripley z jedynki. Ba, różni się nawet od Ripley z „Obcych: decydującego starcia”. Przypominająca komiksową heroinę, nowa Ellen Ripley stanowi hybrydę człowieka i obcej formy życia.

Zmartwychwstania to wspólna cecha slasherowych morderców. Zza grobu wracali Freddie Kruger, czy Michael Myers. Żaden z nich nie wracał tak często i w tak oryginalny sposób jak bywalec Crytal Lake.

7, Jason Voorhees [„Piątek, trzynastego 6: Jason żyje”, reż. Jason McLaughlin]

W slasherach dochodzi do odwrotnej sytuacji niż w czwartej części „Obcego”: tam bezsensem było wskrzeszanie głównej bohaterki, tu absurdalne jest zabijanie boogeyman killerów, którzy i tak w kolejnej odsłonie wstaną, otrzepią się z kurzu i ruszą do boju. O ile jednak w filmie Jeuneta efekt końcowy rekompensuje sam zamysł, o tyle samo ożywianie boogeyman killera bywa oryginalne. Można mu przywrócić życie za pomocą telekinezy („Piątek, trzynastego 5”), albo - jak w świetnej szóstej odsłonie - iść za przykładem doktora Frankensteina. Grunt, to pomysłowość.

Przywracanie teoretycznie poległych bohaterów powinno mieć znamię zaskoczenia. Efekt wow w tym przypadku wywołał Gore Verbinsky w finale „Piratów z Karaibów: Skrzyni umarlaka”.

6, Hektor Barbosa [„Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, reż. Gore Verbinsky]

Ostatnie sekundy drugiej odsłony pirackiej sagi to niemal hitchcockowskie igranie z emocjami. Morska wiedźma zapowiada piratom, że w odbiciu (kapitana) Jacka Sparrowa może pomóc tylko ktoś, kto najlepiej zna korsarskie zaświaty. W następnej kolejności bliżej nieokreślona osoba schodzi po schodach, zaś osłupiałym piratom kubki wypadają z rąk, a co po niektórzy zrywają się na nogi z minami pt „To niemożliwe”. Dodajmy do tego rolę jaką wskrzeszona osoba pełniła w poprzedniej odsłonie i obok identycznego niedowierzania będzie towarzyszyć niepewność.

A teraz dowód, że zmartwychwstania potrafią w równym stopniu przywrócić wiarę w ludziach jak i fontannę wzruszeń.

5, E.T. [„E.T.”, reż. Steven Spielberg]

Czy on naprawdę umarł?”, pytali dzisiejsi 40-kilkulatkowie, którzy za dzieciaka oglądali film Stevena Spielberga. Twórca „Parku jurajskiego”, „Szczęk” i „Bliskich spotkań trzeciego stopnia” pokazał, że bohater nie może tak po prostu umrzeć. Kiedy więc młody Eliot grany przez wówczas debiutującego Henry’ego Thomasa orientuje się, że ukochany kosmita nie umarł, nie tylko jemu udzielała się euforia, ale też widzom, którzy mogli odetchnąć z ulgą. Przynajmniej do finału, kiedy to Spielberg przygotował im prawdziwy, niezwiązany ze śmiercią, powód do wzruszeń.

Zmartwychwstania w popkulturze przybierają różne postaci. Mogą wzruszać, wywoływać efekt wow, albo bawić. Albo wzbudzać przerażenie, jak w „Kruku” z Brandonem Lee.

4, Eric Draven [„Kruk”, reż. Alex Proyas]

Co by nie mówić o „Kruku” z Brandonem Lee, film Alexa Proyasa jest jak wino: im starszy, tym lepszy (zyska pewnie więcej, jeśli szykowany remake okaże się niewypałem). Nie tylko z powodu pozafilmowej otoczki związanej ze śmiercią Lee, ale i z powodu świetnego klimatu. Klimatyczna jest też sekwencja ożywiania Erica Dravena, przywracanego do życia przez tytułowego łącznika między światem ludzi, a zaświatami. Rwany montaż, trafiony w punkt soundtrack, przyprawiające o gęsią skórkę zdjęcia. Oj, nie wróżę remake`owi sukcesu frekwencyjnego…

Postać Jezusa w popkulturze była wykorzystywana równie często jak związane z Synem Bożym zmartwychwstanie. Na podium znaleźli się więc bohaterowie, którzy tak jak Chrystus, wracali z martwych. Na początek Jezus cyberpunkowy.

3, Neo [„Matrix”, reż. Wachowscy]

Matrix” (w szczególności pierwsza część) kipi od chrześcijańskich nawiązań. Widać to było już w wyglądzie. Czyż Keanu Reeves w czarnym, sięgającym aż do ziemi, płaszczu nie przypomina wam księdza (tylko koloratki mu brakuje)? Choć wyznaczony został na Wybrańca, Wachowscy podeszli do tego schematu z podejściem równie chrześcijańskim. Nic dziwnego, że jak na ekranowego Zbawiciela przystało, Neo musiał wrócić w glorii i chwale. O motywie zmartwychwstania w popkulturze pisał wybitny kulturoznawca Joseph Campbell, a Wachowscy wzięli od niego przykład.

Skoro mowa o chrześcijańskich aluzjach, wypełniają je również strony cyklu C. S. Lewisa „Opowieści z Narnii”. Znalazło się wśród nich również nawiązanie do motywu zmartwychwstania.

2, Aslan [„Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa”, reż. Andrew Adamson]

W momencie pisania swego cyklu C. S. Lewis był nawróconym chrześcijaninem, dlatego zawarł w poszczególnych tomach nawiązania do Biblii. Nie inaczej jest w przypadku sekwencji śmierci lwa Aslana, który w narnijskim cyklu robi za personifikację Jezusa. Dla zbawienia duszy grzesznika Edmunda, Aslan poświęca swoje życie z rąk Białej Czarownicy. Z kolei moment jego powrotu do życia obwieszczają słoneczna poświata i dźwięki anielskiego chóru zaaranżowanego przez autora soundtracku, Harry’ego Gregsona-Williamsa.

Choć z motywami biblijnymi w fantastyce kojarzony jest C S Lewis, jego kolega po fachu i piórze, J R R Tolkien też od tego nie stronił, co widać w scenie zmartwychwstania Gandalfa z „Władcy Pierścieni”.

1, Gandalf [„Władca Pierścieni: Dwie wieże”, reż. Peter Jackson]

Choć Tolkien, podobnie jak Lewis, stracił matkę w równie młodym wieku, nigdy nie stracił wiary chrześcijańskiej i pozostał gorliwym katolikiem. A mimo to za pewne nikomu nie przyszło by do głowy łączyć twórczość Tolkiena z motywami biblijnymi. Najlepiej jest to widoczne w scenie śmierci i zmartwychwstania Gandalfa. Od walki z Balrogiem, który swoim designem przypomina diabła po zmianę stroju czarodzieja na biały (symbol niewinności). Dodajmy jeszcze do tego aparycję Iana McKellena, który mógłby zagrać tak Boga, jak i Zbawiciela. Wszystko się zgadza.


To była moja lista motywów zmartwychwstań w popkulturze. Jakie przykłady wam przychodzą do głowy? Piszcie swoje typy w komentarzach, a my widzimy się za tydzień z nowym rankingiem. Cześć. I Wesołych Świąt wielkanocnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz