wtorek, 6 sierpnia 2024

Cykl na blogu „CultureZone”: „PROGRAM W ODCINKACH”


Cześć wszystkim. Po bardzo długiej, ponad półrocznej (!), przerwie wracam do was z cyklem „Program w odcinkach”. A jest ku temu powód. Wczoraj zakończył się drugi sezon serialu „RÓD SMOKA”, więc to idealna okazja, by ponownie porozważać na temat seriali. Zaczynamy.


RÓD SMOKA (sezon 2) ****


twórca: Ryan Condae, George R. R. Martin

obsada: Matt Smith, Emma D`Arcy, Olivia Cook, Tom Glynn-Carney, Ewan Mitchell, Steve Toussaint, Matthew Needham, Sonya Mizuno, Eve Best, Rhys Ifans, Vincent Regan


Po triumfalnym powrocie do Westeros, które opuściliśmy wcześniej w bólach i rozczarowaniach, szefowie HBO oraz platformy Max zdecydowali się kuć żelazo póki gorące. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że to żelazo już chyba ostygło i po prostu powinno się go rozgrzać na nowo.


FABUŁA

A więc wojna! Co do tego nie ma ani cienia wątpliwości. Konflikt zapoczątkowany przedśmiertną decyzją króla Viserysa i zaogniona śmiercią jednego z synów królowej Rhaeniry powoli przeistacza się w otwartą wojnę domową. Tymczasem książę Daemon bierze w posiadanie twierdzę Harrenhall, w której murach stopniowo zaczyna mieć zwidy.


OCENA

W Westeros nie dzieje się za dobrze. I nie mam na myśli zacieśniającego się konfliktu domowego w dynastii Targaryenów. Po emocjonalnym pierwszym sezonie przywracającym to, co „Gra o tron” utraciła w ósmym, wydawało się, że będzie tylko lepiej. Tymczasem po obejrzeniu finału drugiego sezonu „Rodu Smoka” fani uniwersum George`a R. R. Martina z przerażeniem odnieśliby wrażenie, że włodarze HBO znowu zaniżają poziom historii rozgrywających się w Westeros.

Drugi sezon jest głównie historią przygotowań do otwartej wojny. Zbierania armii potrzebnej obu stronom do prowadzenia starć. I to tyle. Żeby chociaż dialogi (które były mocną stroną pierwszych sezonów „Gry o tron”) były ciekawe, ale tak nie jest! W przeważającej liczbie bohaterowie snują się po korytarzach i gadają o niczym. To sezon cierpiący na to, na co cierpią drugie tomy książkowych trylogii lub serii powieściowych: stanowi pomost między tym, co było, a tym co ma nadejść. Nie powiem, „Starcie królów” George`a R. R. Martina i oparty na nim drugi sezon „Gry o tron” był tym samym, ale… czytało się to/oglądało się to z zapartym tchem. Tu jednak tak nie jest. Zabrakło knowań (może poza świetnie zapowiadającym się pierwszym odcinkiem), zabrakło bitew, poza jedną: w połowie serii (poważnie, kręcili ten sezon dwa lata? To co oni przez ten czas robili?), nawet seksu i przemocy jest tyle co kot napłakał (dobrze, że niecenzuralne słownictwo się ostało…). Drugi sezon „Rodu Smoka” jest po prostu nudny.

Obsada sprawdza się ok. Nie rozwinęła się za bardzo (w sumie, za mało też jest w tym sezonie interakcji między obydwoma nacjami), ale trzymają poziom. Tylko Matt Smith zawodzi, zwłaszcza po tym jaki koncert aktorski dał w pierwszym sezonie. Jeśli gwiazdą „Gry o tron” był Tyrion Lannister w bezbłędnej interpretacji Petera Dinklage`a (do dziś uwielbiam tego niskorosłego szczwanego lisa…), to na gwiazdę „Rodu Smoka” zapowiadał się Daemon Targaryen. Przez pierwsze dwa odcinki tego sezonu przyjemnie oglądało się jego poczynania. Gorzej się robiło, gdy zaszczycił swoją obecnością Harrenhall: jego pobyt tam przywodził na myśl nieudolną parodię przygód Scooby Doo i jego kompanii (czekałem tylko aż któryś z mieszkańców nawiedzonej twierdzy podrzuci mu Scooby-chrupkę…). Potem robi się ciekawie tylko w odcinku ósmym, ale co z tego skoro to już finał… Tyrion Lannister przez większość „Gry o tron” kradł show równo, by rozczarować dopiero pod koniec serialu (pomysł z obwołaniem Brana Starka nowym królem, a potem wybieranie następców drogą elekcji, co mogłoby poskutkować nową waśnią… brawo, Tyrion). Matt Smith to dobry aktor, ale szkoda że tym razem George R. R. Martin i Ryan Condae nie ograniczyli mu czas antenowy w tym sezonie.

Plusem jest też zupełnie nowa czołówka (zamiast ociekającej krwią makiety mamy wyszywany gobelin) przy dźwiękach znajomego motywu przewodniego Ramina Djawadiego. O ile komuś za bardzo nie skojarzy się z podobną czołówką innego serialu fantasy: „Koła Czasu” Amazon Prime Video według sagi Roberta Jordana.

To, że dałem temu sezonowi nieco zawyżoną ocenę niż mogłoby się wydawać, wynika z tego że i tak jest lepiej niż w ostatnim sezonie „Gry o tron”. Tam bolączką były mniejsze lub większe głupotki (uwierzcie mi, że obwołanie Brana królem było najmniejszym problemem…), tu po prostu wieje nudą i nawet imponujące swoim designem smoki nic nie dają. Swoim poziomem drugi sezon „Rodu Smoka” zbliżył się do piątego, może szóstego sezonu „Gry o tron” (gdzie materiału źródłowego powoli zaczynało brakować). Jak sobie pomyślę, że na przyszły rok szykowany jest kolejny spin off „Gry o tron” zatytułowany „Rycerz Siedmiu Królestw” który za pewne też w pewnym momencie obniży swój poziom (dość wspomnieć, że będzie oparty na czterech niedługich opowiadaniach), to zastanawiam się nad długością ekranowej bytności uniwersum George`a R. R. Martina. Jest jednak cień szansy, że trzeci sezon „Rodu Smoka” (o ile ktoś zechce go oglądać…) nadrobi z nawiązką zaległości tego sezonu. I będzie od niego dłuższy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz