poniedziałek, 23 grudnia 2024


Cykl na blogu „CultureZone”: „PROGRAM W ODCINKACH”


Cześć wszystkim. W jednej z ostatnich edycji „Programu w odcinkach” przeniesiemy się do znajomego książkowy-filmowego uniwersum, by przekonać się jak wyglądały początki bytności Bene Gesseritt i jak rozpoczęła się rywalizacja o Diunę. Przed wami recenzja serialu „Diuna: Proroctwo”.


DIUNA : PROROCTWO ****

twórca: Alison Schapker

obsada: Emily Watson, Olivia Williams, Travis Fimmel, Jodhi May, Mark Strong, Chloe Mea, Aofie Hinds, Mark Addy


Prędzej czy później ten krok był łatwy do przewidzenia. Po powodzeniu kinowej adaptacji „Diuny” (zwłaszcza jej drugiej części skupiającej się na dążeniu Paula Atrydy do odzyskania tronu), musiał nastąpić pomysł poszerzenia ekranowego uniwersum o spin offy i prequele. A ponieważ oryginalna seria Franka Herberta składa się tylko z sześciu tomów (choć w planach miało ich być siedem), trzeba było sięgnąć po twórczość jego syna, która robi dokładnie to co ma robić ekranowe uniwersum. A to paradoksalnie wiązało się ze sporym ryzykiem.


FABUŁA

Akcja serialu rozgrywa się 10 000 lat przed wydarzeniami opisanymi w „Diunie” Franka Herberta (i jej dwuczęściowej adaptacji Denisa Villeneuve’a). Dwie siostry z rodu Harkonnen walczące z siłami zagrażającymi przyszłości ludzkości, zakładają legendarne zgromadzenie, które w przyszłości zasłynie jako Bene Gesserit. Członkiniami tego ugrupowania są kobiety, które posiadają wyjątkowe zdolności fizyczne i psychiczne, umożliwiające im manipulację, zarówno na poziomie politycznym, jak i społecznym.


OCENA

Choć nie dane mi było czytać powieści, na podstawie której powstał serial HBO, twórczość Briana Herberta nie jest mi obca. Czytałem bowiem dwa ostatnie tomy „Kronik Diuny”, które pierwotnie miał napisać Frank Herbert jako jeden opasły wolumin, a po jego śmierci pałeczkę przejął Brian. Żadna z nich mi się nie podobała z powodu oderwania fabuły od zagadnień, którymi oryginalna „Diuna” była przesiąknięta. Było to aż tak widoczne, że trudno było uwierzyć, że Frank Herbert pozostawił po sobie jakieś notatki - nawet jeśli tak było, Brian Herbert najprawdopodobniej nic z nich nie zrozumiał i po prostu je zignorował. A bez nich fabuła „Kronik Diuny” jest prosta, by nie powiedzieć brutalnie: banalna. „Łowcy Diuny” i Czerwie Diuny” skutecznie zniechęciły mnie do zapoznania się z resztą „diunowej” twórczości Herberta juniora. 

I tu należą się showrunnerowi brawa za urozmaicenie fabuły „Diuny: Proroctwa” na motywach trylogii „Wielkie Szkoły Diuny”. Dzięki temu serial przywodzi na myśl „Grę o tron” w świecie science fiction, gdzie w równym stopniu liczą się spiski i knowania jak i walka o władzę. Jak to się ma do oryginalnego sześcioksięgu Franka Herberta? Tyle że wśród zagadnień poruszanych przez autora „Kronik Diuny” były także aspekty polityczne. Samą „Diunę” czytało mi się tak jakby to była „Gra o tron” napisana trzydzieści lat nim George R. R. Martin zabrał czytelników do pozbawionego kręgosłupa moralnego Westeros. Jeśli HBO desperacko szukało czegoś, co mogłoby przywodzić na myśl adaptację jego cyklu, to tym razem się udało.

Chociaż, żeby nie było - czasem showrunnerowi za bardzo wydaje się, że kręci „Grę o tron” w herbertowskim anturażu. Dość rzec, że w serialu nie brak erotyki, której nie ma tak u Franka Herberta, ani nawet w dwutorowym finale cyklu napisanym przez Briana Herberta. Serial chwilami też momentami za bardzo odbiega od science fiction, osadzając akcję w scenerii niczym z fantasy (odcinek trzeci), albo współczesności (sceny z akcją w nocnym klubie przywodzącym na myśl dyskotekę).

Obsada została trafiona w punkt. Bardzo dobrze prezentuje się chemia między Emily Watson, a Olivią Williams. Między paniami dosłownie iskry lecą. Obie jednak bije na głowę Travis Fimmel - niby powtarzający miny i gesty Ragnara z „Wikingów”, ale aura tajemnicy otaczająca jego bohatera przykuwa uwagę. Godny pochwały jest także Mark Strong w roli Padiszaha Emperora Javicco Corrino, praprapradziadka Shaddama IV z „Diuny. Części drugiej” Villeneuve’a. Klimatu dodaje też muzyka Volkera Bertelmanna.

Po obejrzeniu serialu chce się więcej, dlatego warto już zacierać ręce na szykowany sezon drugi. Gra dopiero się rozpoczęła, a finał zapowiada że przeniesiemy się w znajome rejony… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz