środa, 17 listopada 2021

Cykl na blogu CultureZone: „PROGRAM W ODCINKACH”


Witam serdecznie. Marvel Studios nas rozpieszcza i nie pozwala o sobie zapomnieć. Wśród serialowych propozycji na przełomie marca i kwietnia bieżącego roku można było znaleźć produkcję, która kontynuowała perypetie Sama Wilsona i Bucky`ego Barnesa: „FALCONA I ZIMOWEGO ŻOŁNIERZA”. Niestety, póki co, w mojej opinii jest to najsłabszy serial IV Fazy Kinowego Uniwersum Marvela.


FALCON I ZIMOWY ŻOŁNIERZ ***

twórca: Malcolm Spellman

obsada: Anthony Mackie, Sebastian Stan, Daniel Bruhl, Emily VanCamp, Wyatt Russell, Erin Kellyman


Falcona, czyli Sama Wilsona, i Zimowego Żołnierza, czyli Bucky`ego Barnesa, widzowie ekranizacji komiksów Marvela znają doskonale. Bucky był najlepszym przyjacielem Steve`a Rogersa, Kapitana Ameryki, i jego sidekickiem. Kiedy został uznany za zmarłego, a potem miał powrócić jako Zimowy Żołnierz (czyli super żołnierz, którego poddano praniu mózgu i zastąpiono ranną rękę mechaniczną protezą), jego miejsce u Kapitana Ameryki zajął właśnie Sam Wilson.


FABUŁA

Teraz muszą połączyć siły we wspólnej walce z nową organizacją terrorystyczną. A trzeba wiedzieć, że nastały trudne czasy. Akcja serialu Malcolma Spellmana rozgrywa się po wydarzeniach z „Avengers: Endgame”: Kapitan Ameryka nie żyje (w finale filmu braci Russo symbolicznie przekazał tarczę właśnie Samowi Wilsonowi), Sam (Anthony Mackie) próbuje ułożyć sobie życie z rodziną, z kolei Bucky (Sebastian Stan) regularnie chodzi na terapie do psychologa i próbuje nawiązać romans z atrakcyjną Azjatką. Co gorsza, kiedy w mieście zaczyna działać siatka terrorystyczna, rząd powołuje nowego Kapitana Amerykę, w którego ma się wcielać John Walker (Wyatt Russell). To chyba wystarczające powody, by zakopać topór wojenny i zawiązać sojusz…


OCENA

Serial Malcolma Spellmana wchodzi w skład IV fazy MCU, którego głównym tematem są alternatywne światy. Tymczasem „Falcon i Zimowy Żołnierz” odstaje od tego założenia. Być może najrozsądniej by było obejrzeć go po seansie „Avengers: Końca gry”, jeszcze przed obejrzeniem „WandaVision”, ponieważ stanowi właściwe dopełnienie IV Fazy Uniwersum Marvela. Jeszcze zanim pojawiłaby się jakakolwiek wzmianka o alternatywnych światach i multiwersach. W tej sytuacji głównym zarzutem powinno być to, że został wypuszczony za późno (po premierze „WandaVision”) i rosnąca liczba zarażonych Covidem-19 w żadnych razie nikogo by nie usprawiedliwiała. Umówmy się, „Falcon i Zimowy Żołnierz” sprawdza się tylko jako serial political fiction i, niestety, nic ponad to.

A już na pewno nic nie usprawiedliwi słabego scenariusza. Serial składa się tylko z sześciu odcinków. I przez pierwsze trzy odcinki twórcy bardziej skupiają się na trudnych relacjach Falcona i Zimowego Żołnierza z nowym Kapitanem Ameryką, który non stop wchodzi im w paradę. Ciekawie robi się dopiero w czwartym odcinku, gdy wątek Kapitana Ameryki zostaje zepchnięty na dalszy plan, a Falcon i Zimowy Żołnierz wreszcie mają czas by wspólnie tropić organizację terrorystyczną. Wszystko jednak i tak psuje absurdalny finał, który wywraca całą ideologię oryginalnego Kapitana Ameryki do góry nogami (biedny Steve Rogers w grobie się przewraca…). W ostatnim odcinku widzimy origin Falcona jako następcy Kapitana Ameryki, ale powiem szczerze nie wiem, czy wzbudzi taką sympatię jak Steve Rogers (i bynajmniej nie z powodu koloru skóry). Tym bardziej, że w planach jest „Kapitan Ameryka IV”.

W serialu godna uwagi jest na pewno obsada: Anthony Mackie i Sebastian Stan stanowią zgrany duet jako Falcon i Zimowy Żołnierz. Ich słowne potyczki są mocną stroną serialu i trochę szkoda, że przez pierwsze trzy odcinki nie ma ich zbyt wiele. Oddzielnie zresztą także zdają egzamin i gdyby miały powstać solowe filmy/seriale o nich, byłbym na tak. Zwłaszcza wątek Bucky`ego i Zimowego Żołnierza aż się prosi o oddzielną produkcję. Z kolei Daniel Bruhl koncertowo powraca w roli Barona Zemo, jednego z nielicznych udanych antagonistów MCU (jeśli narzekaliście przy „Captain America: Civil War”, że z wyglądu w ogóle nie przypomina barona z komiksów, to tu dodano mu ikoniczną filetową maskę). Równie dobrze wypada Erin Kellyman jako ogarnięta chorą ambicją przywódczyni terrorystów. I tak całe show kradnie Wyatt Russell, syn Kurta Russella, w roli Johna Walkera.

Świetnie też wypada muzyka skomponowana przez Henry`ego Jackmana, autora równie dobrego soundtracka do „Kapitana Ameryki: Zimowego Żołnierza”. Zwłaszcza temat główny wgniata w fotel, a pozostałe części kompozycji idealnie podkreślają nastrój.

Możliwe, że nie byłbym tak bardzo surowy dla „Falcona i Zimowego Żołnierza”, gdyby serial miał premierę przed „WandaVision”. Po spektakularnej produkcji z Elizabeth Olsen i Paulem Bettany spodziewałem się jednak, że i kolejny serial da nam jakieś wskazówki dotyczące wieloświatów. Tymczasem produkcja Marvel Studios sprawia wrażenie jakby oderwanego od głównego tematu serialu politycznego, w którym bardziej się udało wprowadzenie Falcona w roli kolejnego Kapitana Ameryki. Czas pokaże (przy okazji premiery „Kapitana Ameryki IV”), czy Sam Wilson aka Falcon okaże się godnym następcą komiksowego harcerzyka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz