czwartek, 4 listopada 2021

 

Cykl Recenzenta Marcina: UBÓSTWIANA ÓSEMKA.


Witam serdecznie. Ciężki jest los serii filmowych. Ich producenci często przekraczają cienką granicę zdrowego rozsądku, fundując nam NAJBARDZIEJ ŻENUJĄCE SCENY FILMOWE, które mogą pogrzebać słynne serie filmowe. W tym rankingu przedstawię wam osiem takich przykładów. Uwaga, będzie bardzo cringe`owo. Zaczynamy.


8, Bat-karta kredytowa [„Batman i Robin”, reż. Joel Schumacher]

Kiedy myślimy o żenujących scenach filmowych, do głowy jako pierwsza przychodzi pewna kuriozalna sekwencja z „Batmana i Robina” Joela Schumachera. Żenujących scen nie brak (choćby zachcianki Robina, że też chce samochód, bo „laski lecą na auta” (jakże „cudownie” zripostowane stwierdzeniem Batmana: „This is why Superman works alone”). Poziom żenady osiągnięto dopiero w scenie licytacji o Poision Ivy. Sama licytacja jest głupia, bo kobieta (to nic, że zła) traktowana jest jako przedmiot mężczyzny. Ale żeby Batman targując się wyciągał bat-kartę kredytową, bez której „nigdzie się nie wybiera”?! Pfffff…

Będę szczery: seria „Szybcy i wściekli” powinna się skończyć na siódmej części. Świadczy o tym finał – nawet jeśli miał wyglądać inaczej, to był odpowiedni. Musiały jednak powstać kolejne części, które były coraz słabsze. Dno osiągnięto w najnowszej odsłonie.

7, Dominic Torretto niczym Tarzan za kółkiem [„Szybcy i wściekli 9”, reż. Justin Lin]

Już trailer filmu Justina Lina zapowiadał jeden, wielki cringe. Jednak dno osiągnięto w przesławnej scenie, w której linka od zwalonego mostu uczepia się podwozia samochodu Dominica Torretto, umożliwiając mu przelot nad przepaścią i dostanie się na drugą stronę. Jeśli ktoś uważa, że taszczenie ogromnego sejfu w piątej odsłonie było nielogiczne (bo jak da się ciągnąć dwoma samochodami coś tak ciężkiego), to chyba nie byliście przygotowani na to, co miało nadejść. W tej kuriozalnej scenie brakowało tylko, żeby Dominic Torretto zaczął jodłować jak Tarzan. Rolę najnowszego króla dżungli Vin Diesel miałby jak w banku.

Jednym z największych rozczarowań początku XXI wieku były dwie kolejne odsłony części kultowego „Matriksa”. To, co najbardziej bolało, to oderwanie filmów od filozofii całej serii na rzecz scen akcji. Żeby jednak były chociaż dobre. Niestety… jakie były, pokazuje walka Neo z klonami Mr Smitha.

6, walka Neo z kopiami Mr Smithów [„Matrix: Reaktywacja”, reż. Wachowscy]

O tego typu sekwencjach zwykło się mawiać: przerost formy nad treścią. I faktycznie, forma wyraźnie góruje nad treścią sceny. Nie ważne co się dzieje na ekranie – ważne jak efektownie się dzieje. Bezradny Neo kopie na prawo i na lewo, kolejne klony Mr Smitha wpadają na plac zabaw, gdzie ma miejsce ta bijatyka, aż w końcu Neo musi się salwować obrotem wokół osi, kopiąc jednocześnie kolejne wersje agenta Smitha. Poziom żenady sceny osiągnięto w finale, kiedy Neo udaje się uciec Smithom. Spodziewał się ktoś wówczas pogoni w przestworzach? Pudło. Smithowie widząc ucieczkę Neo… po prostu się wycofują.

Na 5. miejscu uplasowała się żenująca scena, którą ciężko jest mi wytłumaczyć: jak ona w ogóle powstała. I jakim cudem trafiła do „Harry`ego Pottera”?

5, wiązanie sznurówek [„Harry Potter i Książę Półkrwi”, reż. David Yates]

Naprawdę nie wiem, jak początkowo miała ta scena wyglądać? Czy to miała być intymna rozmowa między Harrym, a Ginnie? Czy Ginnie chciała życzyć Harry`emu powodzenia w dalszej nauce? Nie wiem. Wiem, że zamiast tego Ginnie zauważyła, że Harry`emu rozwiązały się sznurówki butów i trzeba je zawiązać. Fakt, że Daniel Radcliffe choruje na dyspraksję uniemożliwiającą wykonanie prostych czynności domowych (jak wiązanie sznurówek) jest słabym usprawiedliwieniem, bo scena wygląda jak wpadka podczas kręcenia kolejnej odsłony przygód nastoletniego czarodzieja… I aż chciałoby się ją nakręcić od nowa.

Miejsce 4. dla sceny, która poważnie zaszkodziła może nie tyle całej sadze „Gwiezdnych Wojen”, co najnowszej, Sequelowej Trylogii gwiezdnej sagi.

4, pokrewieństwo Rey i Imperatora [„Gwiezdne Wojny. Skywalker – Przebudzenie”, reż. J. J. Abrams]

Już samo sklonowanie Imperatora podpadało pod cringe. Ale przynajmniej przez dwie części Sequelowej Trylogii widzowie zastanawiali się, z kim jest spokrewniona Rey. A tymczasem odpowiedź przychodzi w „Epizodzie 9”: ot tak, po prostu, bez solidnego fundamentu, który wywróciłby całą fabułę nowej trylogii do góry nogami. Za pewne wielu fanów „Star Wars” czuło wtedy konsternację. Scena o tyle cringe`owa, bo niszczy cudowne wspomnienia z „Epizodu 5. Imperium kontratakuje”, kiedy to poznajemy z Lukiem tożsamość Dartha Vadera. Czasem warto posłuchać rozumu, niż serca, bo sympatia do serii nie pomoże.

Czasem jedna, żenująca scena może zaszkodzić nie tylko filmowej serii, ale też relacjom na linii reżyser-aktor. Panowie John Carpenter i Kurt Russell coś by na ten temat powiedzieli.

3, Snake Plissken mistrzem surfingu [„Ucieczka z L.A.”, reż. John Carpenter]

Sam pomysł na fabułę kontynuacji „Ucieczki z Nowego Jorku” wypada żenująco. Intryga to bowiem nic innego jak zrzynka z kultowego post apokaliptycznego filmu Carpentera. Tyle że okraszona żenującym CGI. Nowych pomysłów fabularnych jest jak na lekarstwo, ale tylko pogarszają jakość filmu. Snake Plissken niczym Michael Jordan był jeszcze do strawienia. Ale Snake Plissken szusujący na desce surfingowej po ogromnej fali tsunami wygenerowanej na komputerze był ciosem poniżej pasa. Tym bardziej, że oryginał obył się bez CGI. Wierni fani Carpentera z wrażenia mogli tylko załamać ręce nad filmem...

Na 2. miejscu jedna z najbardziej znanych w ostatnich latach żenujących scen. Pochodziła z trzeciej części „Spider-Mana” Sama Raimiego. I chyba wiadomo, o jaką scenę mi chodzi.

2, taneczne zdolności Petera Parkera [„Spider-Man 3”, reż. Sam Raimi]

Tu, z kolei, koleje pomysł, by Tobey Maguire (wcielający się w sympatycznych chłopaków) miał odgrywać złowieszczy charakter Parkera. Bezradny aktor co chwilę popadał w nad ekspresję, o którą prędzej można by posądzić Nicolasa Cage`a. Jednak to taneczne zdolności Parkera najbardziej pogrążyły wątek symbionta oddziałującego na głównego bohatera (design Venoma uplasowałbym poniżej). Dość wspomnieć scenę tańca Petera Parkera przed sklepem z ubraniami jako jeden z najbardziej znanych memów. Oby udział w nadchodzącym „Spider-Manie: Bez drogi do domu” okazał się rehabilitacją Maguire`a.

Żenujące sceny z oczywistych powodów pogrążają najbardziej lubiane filmowe serie. Chyba żadnej innej żenującej sceny bym nie wybaczył, niż wątek rekina w najgorszej części serii „Szczęki”, czyli „Szczęki: Zemsta”.

1, wątek rekina [„Szczęki: Zemsta”, reż. Joseph Sargent]

Wszystko, co było związane z rekinem w tym filmie, było jedną, wielką żenadą. Mszczący się rekin – śmiech na sali. Rekin bez problemu pływający w wodach słodkowodnych – ha, ha, ha. Najbardziej jednak bolało to, że rekin w kulminacyjnym momencie zaczyna… ryczeć (od kiedy to rekiny ryczą?). Pomyśleć, że we wcześniejszych „Szczękach 3D” kulała jedynie intryga, w której rekin miał atakować park wodny (wcześniejszą część ratowały jedynie sceny w 3D). Tymczasem to, co zaprezentowano w czwartej części jest tak żenujące, że nawet sam Steven Spielberg czegoś takiego by nie wymyślił. Całe szczęście…


To była moja lista najbardziej żenujących scen filmowych. Które przykłady przychodzą wam do głowy? Piszcie je w komentarzach, a my widzimy się za tydzień z nowym rankingiem. Cześć, idę odreagować stres…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz