niedziela, 27 lutego 2022


BELFAST *****


Kenneth Branagh w swojej reżyserskiej karierze miewał zarówno dobre filmy („Thor”, „Mary Shelley’s Frankenstein”, adaptacje sztuk Szekspira), jak i słabe („Czarodziejski flet”, „Jack Ryan: Teoria chaosu”). Tym razem nakręcił w swojej karierze film pod wieloma względami wyjątkowy, zwłaszcza dla samego Branagha. Ta wycieczka po stolicy Irlandii Północnej to chyba najbardziej osobisty film w karierze reżysera.

Niektórzy krytycy zarzucali filmowi, że jest naiwny, a reżyser stawia na tani sentymentalizm. Dla mnie te cechy nie są jednak wadą, lecz zaletą. Patrzymy bowiem na świat końca lat 60 z perspektywy dziecka, rozkosznego Buddy’ego. Gdy trzeba, film jest autentycznie przerażający (początek z atakiem wojsk angielskich), gdy trzeba: rozczulający i dziecinny (wystarczy zobaczyć jak wyglada scena, w której wykorzystano evergreen z lat 60, „Everlasting Love”). Film ma charakter autobiograficzny, a Branagh podkreśla to detalami jak książki Agathy Christe, czy komiks o Thorze (szkoda, że zabrakło dramatów Szekspira, lub wycieczek do teatru, ale za to nie brak seansów filmowych, które bez wątpienia ukształtowały gust Branagha). 

Świetnie wypada obsada. Najlepiej wypadli Judi Dench i Ciaran Hinds w rolach dziadków, ale reszta obsady również wypada bezbłędnie. Szczególne brawa należą się Jamie Dornanowi - jeśli kojarzycie go wyłącznie z roli w kuriozalnej serii „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, to po seansie „Belfastu” zaczniecie go doceniać. Kapitalny jest też debiutujący na ekranie Jude Hill w roli Buddy’ego. 

No i brawurowe są również zdjęcia. Film utrzymany jest w podobnej stylistyce, co „Roma” Cuarona, lub nasza „Zimna wojna”. Dzięki temu utrzymany zostaje klimat dawnych czasów. Gdyby „Belfast” był nominowany do Oscara za zdjęcia, Kamiński właściwie musiałby już pakować walizki. A tak poważnym konkurentem dla naszego operatora może być Greig Fraser („Diuna” Villeneuve’a). Ale za to za świetny scenariusz Oscar bezdyskusyjnie się należy).

Prócz tego „Belfast” nie jest również nominowany za montaż, co akurat mnie nie dziwi. Film został potwornie zmontowany, bywałych sytuacje kiedy jakaś sekwencja dosłownie się urywała. Aż mnie zastanawiało, kogo Branagh wynajął jako montażystę. Zresztą nawet jakby był nominowany, miałby równie mocną konkurencję (choćby „Diunę”).


Reż. Kenneth Branagh

Czas trwania: 95 minut

Gatunek: dramat

Tytuł oryg. Belfast

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz