czwartek, 10 marca 2022

Cykl na blogu „CultureZone”: „UBÓSTWIANA ÓSEMKA”


Witam serdecznie. Kojarzycie na pewno „Cloverfield Lane 10” Dana Trachtenberga, albo „Masz wiadomość” Nory Ephron. A co, jeśli wam teraz powiem, że to nie sequel znanego filmów, typu „Project: Monster” z 2007 r., albo „Bezsenność w Seattle” z 1993 r. To przypadki „SPIRITUAL SUCCESOR”, zjawiska, gdy jakaś opowieść (np. z jakiejś serii) jest bardzo podobna do poprzedników i zarazem nie jest kontynuacją sensu stricte. Przygotowałem dla was osiem takich przykładów. Zaczynamy.


8, „Księga cieni. Blair Witch 2”, reż. Joe Berlinger

Zaczynamy z przysłowiowej grubej rury. „Blair Witch Project” to w pewnych kręgach fanów horrorów pozycja kultowa. Nakręcona w konwencji found footage historia szukania tytułowej wiedźmy, mimo miażdżących recenzji, odniosła sukces kasowy. Konwencja found footage uniemożliwiała realizację bezpośredniej kontynuacji, co jednak nie było problemem dla producentów. Sięgając po etykietę „duchowego kontynuacji”, nakręcili film z tym samym schematem, ale w innej obsadzie i z innymi reżyserami. Efektem był jednak mniejszy sukces, niż w przypadku kultowego pierwowzoru…

Konwencja „duchowej kontynuacji” dotyczy nie tylko horrorów. Może też odnosić się do fantasy. Przykładem mało znany film fantasy z lat 80 „Lustrzana maska”.

7, „Lustrzana maska”, reż. Dave McKean

Film McKeana to duchowa kontynuacja aż dwóch filmów fantasy: „Ciemnego kryształu” i „Labiryntu”. Warto też dodać, że pod scenariuszem podpisał się chociażby. Neil Gaiman, późniejszy autor świetnych powieści fantasy. Co łączy wszystkie trzy filmy? Animacja lalkarska autorstwa innego geniusza – Jima Hensona, twórcy „Muppetów”, „Fraglesów” i „Ulicy Sezamkowej”. Dzięki temu scenografia i przestarzałe efekty specjalne trzymają wysoki poziom. Tym większa szkoda, że film w reżyserii Dave`a McKeana pozostał w cieniu arcydzieł Franka Oza i samego Jima Hensona.

Był horror, było fantasy, pora na dramat. Pomówmy teraz o „Zielonej Mili” w reżyserii Franka Darabonta

6, „Zielona Mila”, reż. Frank Darabont

Gdyby się tak bliżej przyjrzeć, „Zielona Mila” nieoczekiwanie może się okazać duchową kontynuacją „Skazanych na Shawshank”. I mam powody, by tak uważać. Po pierwsze: za reżyserię obu filmów odpowiadał ten sam reżyser, a po drugie: oba filmy były oparte na utworach tego samego autora. Nie dość na tym, ich akcja była osadzona w tym samym środowisku (w więzieniu). To chyba wystarczające powody, by uważać „Zieloną Milę” za duchową kontynuację „Skazanych na Shawshank”. I to pomimo tego, że w tym drugim filmie Darabonta pojawiają się zjawiska nadprzyrodzone.

Czasem nie tylko reżyser, miejsce akcji, lub autor powieściowego pierwowzoru może łączyć dwa różne filmy. Czasem wystarczy ta sama obsada.

5, „Lemur zwany Rollo”, reż. Fred Schepisi & Robert Young

Trzeba przyznać, dystrybutor wykazał się pomysłowością, przekładając tytuł Fierce Creatures” jako „Lemur zwany Rollo”. Nie ulega wątpliwości, że kierował się obsadą filmu Freda Schepisiego i Roberta Younga. John Cleese, Jamie Lee Curtis, Kevin Kline i Michael Palin to przecież obsada znana z przebojowej komedii Charlesa Crichtona. Film był efektem sukcesu poprzedniej produkcji. To nic, że intryga jest zupełnie inna, a z „Rybką Wandą” łączy się tylko obsada i polski tytuł. Zresztą, twórcy sami nawiązują do hitu Crichtona celowym przejęzyczeniem Cleese`a w jednej ze scen.

Czasem nie tylko autor powieściowego pierwowzoru, ale również pewien artefakt (tzw. macguffin) może łączyć dwa różne produkcje. Przykład można znaleźć w filmie science fiction „Zathura: Kosmiczna przygoda”.

4, „Zathura. Kosmiczna przygoda”, reż. Jon Favreau

Film Jona Favreau to nie byle czyja duchowa kontynuacja, bo przeboju Joe Johnstona, „Jumanji”. Oba filmy łączy schemat magicznej gry. W „Jumanji” gra zamieniała dom w dżunglę amazońską, w „Zathurze” z kolei dom wylatywał w przestrzeń kosmiczną (skoro „kosmiczna przygoda”, to na całego). Oba filmy łączy też jeden szczegół, na który chyba nikt nie zwraca uwagi. Są to bowiem ekranizacje książek tego samego autora, Chrisa van Aldburga (przyznajcie się jednak, czy ktoś z was wiedział, że „Jumanji” to ekranizacja). Na papierze „Zathura” wyglądała dość schematycznie, za to na ekranie: bajecznie.

A skoro o bajeczności mowa, pora zagłębić się w odmęty tytułowego „Labiryntu Fauna”. Oprowadzać nas będzie wizjoner Guillermo del Toro.

3, „Labirynt Fauna”, reż. Guillermo del Toro

Na początku kariery reżyserskiej del Toro nakręcił jeden ze swoich najsłynniejszych filmów: horror osadzony w czasie hiszpańskiej wojny domowej, czyli „Kręgosłup diabła”. Późniejszy „Labirynt Fauna” to swoista kontynuacja tamtego przeboju: schemat baśniowo-wojenny jest ten sam, osadzenie akcji na froncie wojennym niemal identyczne, że już nie wspomnę o o tym, że oba filmy nakręcił ten sam reżyser. Paradoksalnie nie ma tu mowy o schematyzmie, zaś zbierający pochwały i laury Guillermo del Toro zapracował tym filmem na Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny.

Trylogie tematyczne często pojawiały się w kinach. Warto tu wymienić „Trylogię Złego Smaku” Petera Jacksona, albo „Trzy kolory” Krzysztofa Kieślowskiego. Ja postawię na trylogię Park Chan-wooka. Jej wspólnym tematem jest zemsta.

2, „Trylogia Zemsty”, reż. Park Chan-wook

Pan Zemsta”, „Oldboy” i „Pani Zemsta” to trzy odrębne historie o Bogu ducha winnych mieszkańcach Japonii, którzy muszą zawalczyć o swoje. Były chwalone przez wielu twórców z Zachodu, a koneserem „Oldboya” był chociażby Quentin Tarantino (szkoda, że to nie on nakręcił nieudany amerykański remake z Joshem Brolinem). Park Chan-wook pokazał w tych filmach, że zemsta może nie tylko smakować na zimno, ale również może mieć różne oblicza. A przy tym boleśnie pokazuje, ile może dać samo mszczenie się, nawet jeśli osoba mszcząca się nie mogła pogodzić się z utratą bliskiej osoby.

Wreszcie dochodzimy do miejsca 1. A tam czeka na nas Martin Scorsese, który otwiera przed nami podwoje swojego „Casino”.

1, „Casino”, reż. Martin Scorsese

Spotkałem się kiedyś z opinią, że „Chłopcy z ferajny” i „Casino” to dwie części jakiejś trylogii gangsterskiej. Nie wiedziałem tylko, jaki tytuł nosi trzeci z gangsterskich filmów Scorsese (może chodzi o wcześniejsze „Ulice nędzy”, a może o późniejsze „Gangi Nowego Jorku”, sam nie wiem). Bez względu jednak na to, jaka jest prawda, „Casino” jest perfekcyjną „powtórką z rozrywki” - być może nieco nużącą, ale niemniej fascynującą jak wcześniejsi „Chłopcy z ferajny”. Z kolei duet Robert de Niro i Joe Pesci dają kolejny koncert aktorski. Marty, good work!


To był mój ranking duchowych kontynuacji. Jakie przykłady przychodzą wam do głowy? Koniecznie podajcie swoje typy (tytuły duchowych kontynuacji i swoich duchowych poprzedników). Widzimy się za tydzień z nowym rankingiem. Cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz