sobota, 5 marca 2022

 

THE BATMAN ****


Najnowszy film o Batmanie wzbudzał duże emocje już w trakcie preprodukcji. Początkowo z projektem związany był Ben Affleck: miał być zarówno reżyserem, jak i scenarzystą i – rzecz jasna – odtwórcą tytułowej roli. Przeciwnikiem Gacka miał być z kolei Deathstroke, którego można było zobaczyć w scenie po napisach „Ligi Sprawiedliwości” (zarówno wersji kinowej dokończonej przez Jossa Whedona, jak i reżyserskiej wersji Zacka Snydera). Z czasem jednak wszystko się posypało: z projektem pożegnał się całkowicie Ben Affleck, a sam film został zaplanowany jako start zupełnie nowej franczyzy DC Comics (DC Extended Universe jeszcze dogorywa, czego dowodem sequel „Aquamana”, solowy film o Flashu i trzecia odsłona „Wonder Woman”).

Większe emocje wzbudzał casting. Wybór Roberta Pattinsona do roli Batmana wywołał burzę w szklance wody. Ale to żadna nowość, bo takie same kontrowersje wzbudzały wybory Bena Afflecka, Christiana Bale`a, a nawet Michaela Keatona do tej samej roli. Każdy z nich finalnie pokazywał, że nadał się do roli Batmana, jak żadni inni aktorzy (Val Kilmer i George Clooney to inna para kaloszy…). Pattinson wypadł zadowalająco: jako Batman wzbudza strach wśród przeciwników (zwłaszcza, że na pytanie: „Who are you?” nie przedstawia się ikonicznym „I`m Batman”, tylko „I`m vengeance” - „Jestem zemstą”). Jako Bruce Wayne wypadł nieco słabiej, bo przypomina za bardzo zbuntowanego nastolatka, zwłaszcza w relacjach z Alfredem (Andy Serkis), co podkreśla wykorzystana w soundtracku piosenka Nirvany „Something in the way”

Show kradną jednak aktorzy drugoplanowi. Zwłaszcza Colin Farrell (ucharakteryzowany nie do poznania) jako Pingwin aka Oswald Cubblepott zagrał znakomicie. Ciekawie też wypadł Paul Dano jako Riddler, zwłaszcza gdy ma się w pamięci pajacującego Jima Carreya z „Batman Forever” Joela Schumachera. Nowy Riddler – w kostiumie mocno odstającym od tego z komiksów i z modum operandi związanym z przeszłością Thomasa Wayne`a – ma w sobie coś z antagonistów z trylogii Nolana: sieje anarchię niczym Joker Ledgera i jest diablo inteligentny niczym Bane Toma Hardy`ego (w końcu zagadki Riddlera brzmią jak porządne zagadki, a nie łamigłówki dla dzieci w rodzaju „Nie je, nie pije, a chodzi i bije”). Miło mi też obwieścić, że w końcu fani komiksów doczekali się kolejnej, po Michelle Pfeiffer, seksownej Catwoman (a że gra ją Afroamerykanka – w tym przypadku Zoe Kravitz – to mniejszy problem. Halle Berry też jest Afroamerykanką…).

Fajnie prezentuje się Batmobil: nie przypomina tego z komiksów, ale też nie przywodzi na myśl czołgu jak u Nolana, albo zabawek Hot Whells jak u Schumachera. Bardzo dobrze wypada również pulsująca muzyka Michaela Giacchimo i posępne zdjęcia Greiga Frasera, przez które Gotham City z filmu Matta Reevesa przywodzi na myśl miejsce akcji „Łowcy androidów”, lub klasyczne kino noir (smaczku dodaje jeszcze głos zza offu jak w czarnych kryminałach). W ogóle oryginalnym pomysłem w scenariuszu (który był inspirowany komiksem „Długie Halloween”) było ukazanie Batmana jako detektywa. Zwłaszcza, że konwencja filmu ma w sobie coś z mrocznych thrillerów Finchera: „Seven” i „Zodiak”. Nie jest to nic odtwórczego, bo i w komiksach, i w kultowym serialu animowanym z l. 90 Batman rozwiązywał zagadki niczym Philip Marlowe, lub Sherlock Holmes. Film Reevesa jest jednak pierwszą aktorską produkcją, w której w ten sposób przedstawiono Batmana i wygląda to znakomicie. Fani, jak to fani, kręcili nosem na Roberta Pattinsona, nie wyobrażając go sobie w roli Batmana, a tu okazuje się, że sprawdził się w roli komiksowego detektywa. Może najwyższy czas odesłać Edwarda Cullena z „Sagi Zmierzch” do trumny na następne kilkaset lat?

Wielu krytyków miało zastrzeżenia do czasu trwania filmu, a zwłaszcza do trzeciego aktu: podczas gdy dwie pierwsze godziny trzymają w napięciu, końcówka potrafi przynudzać. I tu się z innymi zgadzam, może poza stwierdzeniem, że film powinien być o godzinę krótszy. Według mnie nie tyle o godzinę, co o 20 minut. Końcówka wydawała mi się bowiem rozwleczonym finałem, który wymaga drobnych poprawek.

Reżyser już zapowiedział realizację drugiej części, w planach jest też serial opowiadający o perypetiach Pingwina w interpretacji Colina Farrella. Jeśli tak ma wyglądać początek nowej filmowej franczyzy, to jestem na tak. Oto, jak powinno się tworzyć kinowe serie.


Reż. Matt Reeves

Gatunek: film sensacyjny

Czas trwania: 167 minut

Tytuł oryg.: The Batman

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz