niedziela, 3 kwietnia 2022

Cykl na blogu „CultureZone”: „BOHATEROWIE POPKULTURY”


Przed paroma dniami świat kina obiegła smutna wiadomość - Bruce Willis przeszedł na aktorską emeryturę w związku z wykrytą u niego chorobą neurologiczną zwaną afazją. Już teraz kapituła przyznająca Złote Maliny cofnęła przyznaną niedawno aktorowi statuetkę za jedną z jego ostatnich ról. 

Ja, z kolei, dla uczczenia 40-letniej kariery aktora, który był dla mnie swoistym wzorem do naśladowania, przedstawię sylwetkę najbardziej znanej postaci jaką Willis zagrał: JOHNA MCCLANE’A z cyklu „Szklana pułapka”.


Dane: 

Twórca: Roderick Thorp (książka), 

              Steven de Souza, Jeb Stuart (scenariusz)

Obsada: Bruce Willis („Szklana pułapka”, „Szklana 

       pułapka 2”, „Szklana pułapka 3”, „Szklana pułapka 

       4.0”, „Szklana pułapka 5”)


HISTORIA POWSTANIA. GENEZA POSTACI

Kiedy ktoś myśli „John McClane”, od razu ma przed oczami Bruce’a Willisa w białym podkoszulku i z triumfalnym, nieco prześmiewczym „Yuppi-ka-yey” na ustach. Mało kto jednak wie, że pierwowzór Johna McClane’a w żadnym wypadku nie przypominał tego, którego poznaliśmy w filmie Johna McTiernana, a potem całej serii z Brucem Willisem. Tak, pierwowzór, bo film z 1989 roku został zrealizowany na podstawie powieści Rodericka Thorpa „Nothing Last Forever”.

Z późniejszym filmem książkę łączy tylko ogólna intryga. Cała reszta została przerobiona przez scenarzystów. Główny bohater książki nazywa się Joseph Leland i jest typowym bohaterem akcyjniaka. Największa różnica względem filmu dotyczyła charakteru: Leland, w przeciwieństwie do McClane’a, nigdy nie dowcipkował. 

Książka odniosła sukces, ale producenci wiedzieli, że widzowie nigdy nie zaakceptują takiego gliniarza jak w książce. Publika miała już dość niezniszczalnych superbohaterów w typie Rambo, czy Conana, którym zadaje się rany, a oni wstają, otrzepując się z kurzu i prują dalej w przeciwnika, jakby nic im się nie stało. John McClane miał się wyróżniać na ich tle. 

Największa w tym zasługa Bruce’a Willisa. Casting aktora do roli w kinie akcji był sporym ryzykiem. Willis kojarzył się z komediami: debiutował w filmie „Randka w ciemno” z 1987 roku w reżyserii Blake’a Edwardsa. Zaledwie rok później dostał rolę w kryminalno-komediowym serialu „Na wariackich papierach”, którego komizm był zbudowany na motywie wojny płci. Dodajmy do tego, że choć filmowy McClane miał się wyróżniać od Rambo i Conana, to do ról typowani byli Sylvester Stallone i Arnold Schwarzenegger (rozważano nawet… Richarda Gere’a). Sam Willis przyjął rolę dla zwykłej zgrywy, żeby odpocząć od serialu „Na wariackich papierach”. Sukces filmu McTiernana był więc tym większym zaskoczeniem, ale za to produkcja zapoczątkowała nową serię filmową z nowym typem ekranowego twardziela.


CHARAKTER

Czym wyróżniał się John McClane na tle Rambo, Conana, albo Terminatora. Tym, że o wiele łatwiej dało się z nim utożsamić. McClane nie był żadnym super bohaterem jak z kart komiksów. Miał swoje problemy (rozwód z żoną, problemy z relacjami z dziećmi), a gdy dostawał ranę, widzowie przejmowali się jego losem, bo nie wiedzieli czy przeżyje, czy umrze. Najbardziej dramatyczne sytuacje kwitował humorem („Dziewięć milionów terrorystów w jednym wieżowcu, a ja musiałem zabić gościa z małymi stopami”). Nie mówiąc już o tym, że kiedy Rambo i Conan do walki używali muskułów, McClane najpierw używał szarych komórek, a dopiero potem strzelał, nigdy na odwrót (który bohater kina akcji lat 80 i 90 mógł się pochwalić, że jest mózgowcem?).

Willis wykreował dzięki swemu komediowemu emploi i scenarzystom typ niezwyczajnie zwyczajnego bohatera, bardziej pasującego do filmów obyczajowych, lub posiadającego cechy odpowiednie dla pomagierów bohaterów kina akcji. To bardziej swojak, którego moglibyśmy spotkać na każdym rogu ulicy, swoisty everyman, i za pewne dzięki temu stał się wzorem do naśladowania dla wielu widzów (w tym również dla mnie samemu). Bliżej mu raczej do postaci hemingwayowskich, których „można zepsuć, ale nie złamać”, niż do archetypicznych herosów z komiksów i mitów. 


W JAKICH PRODUKCJACH WYSTĘPUJE.

John McClane po raz pierwszy pojawił się w filmie Johna McTiernana „Szklana pułapka”, w którym bohater ratował z wieżowca grupę zakładników (w tym swoją byłą żonę; w książce jest to córka…). Sukces filmu sprawił, że dwa lata później pojawiła się kontynuacja, „Szklana pułapka 2”, tym razem osadzona na lotnisku i wyreżyserowana przez sprawnego rzemieślnika, Renny’ego Harlina. Dopełnieniem miała być „Szklana pułapka 3” z 1995 roku, ponownie wyreżyserowana przez Johna McTiernana, w której McClane zmagał się z mściwym bratem Hansa Grubera z pierwszej części.

Jednak w 2007 roku powstała kolejna cześć serii, „Szklana pułapka 4.0”, w reżyserii Lena Weismana. John McClane został wrzucony do zupełnie nowej rzeczywistości (zwykli terroryści zostali zastąpieni przez cybernetycznych), ma problemy ze swoimi dziećmi (głównie córką), a za pomagiera ma nastoletniego hakera. Film był bardzo udanym powrotem do starej serii.

Niestety, dobra passa trwała do realizacji „Szklanej pułapki 5” z 2013 roku. Za kamerą stanął najsłabszy ze wszystkich reżyserów, John Moore, reżyser nowej wersji horroru „Omen”. John McClane z nowej odsłony, tym razem wyruszający do Rosji by odbić skłóconego z nim syna, nie miał w sobie nic z dawnego McClane’a i przypominał typowego bohatera kina akcji, który kulom się nie kłaniał. Było to o tyle przykre, bo po serii o Jasonie Bournie, odnowionych Bondach z Danielem Craigiem, czy świetnej trylogii o Batmanie Christophera Nolana, nawet kino akcji zerwało z umownością i starało się być bardziej realistyczne. Tymczasem „Szklana pułapka 5” sprawiała wrażenie, jakby seria cofnęła się w rozwoju do początku lat 80.

Przez pewien moment przebąkiwane były plany realizacji ostatniej części, która miała się rozgrywać dwutorowo: z jednej strony miał to być prequel oryginalnej serii, a z drugiej miała się rozgrywać współcześnie i odnosić się do wydarzeń z przeszłości. Teraz, po przejściu Willisa na emeryturę, albo projekt trafi do kosza, albo zostanie zrealizowany jako stuprocentowy prequel. Tylko kto zastąpi Bruce’a Willisa w roki Johna McClane’a?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz