środa, 27 kwietnia 2022

Cykl na blogu „CultureZone”: „PROGRAM W ODCINKACH”


Witam serdecznie wciąż na rodzinnym podwórku. Tym razem zapraszam na wycieczkę po ponurych zakamarkach Szczecina, gdzie ma miejsce kryminalna sprawa zamordowania kobiety i porwania dziecka. Na tapetę biorę serial Xawerego Żuławskiego pt. „ODWILŻ”.


„ODWILŻ” ***

twórca: Xawery Żuławski

obsada: Katarzyna Wajda, Bartłomiej Kotschedoff, Cezary Łukaszewicz, Bogusław Linda, Sebastian Fabijański, Małgorzata Gorol


Kino spod znaku Żuławskich jest dosyć… specyficzne, by nie powiedzieć wręcz: kontrowersyjne. Jest ciężkie, ponure i dosyć trudne. Wydawało się, że klimat równie ponurych skandynawskich kryminałów wpisany w polskie realia okaże się idealny dla Xawerego Żuławskiego… 


FABUŁA

Główną bohaterką serialu jest policjantka szczecińskiej policji, Katarzyna Zawieja (Katarzyna Wajda). To osoba na życiowym zakręcie: mąż popełnił samobójstwo, ona sama ma problemy rodzinne (trudne relacje z matką), a w dodatku prowadzi śledztwo w sprawie zamordowania kobiety znalezionej w Odrze i porwania jej kilkumiesięcznego dziecka. Zawieja tym bardziej angażuje się w śledztwo, ponieważ sama jest matką i nigdy nie wybaczyłaby gdyby nie odnalazła porwanego noworodka.


OCENA

Oglądając serial Xawerego Żuławskiego, od razu można zauważyć pewne wpływu, jakie wywarły zachodnie produkcje. Bohaterka serialu przypomina tytułową „Mare z Easttown”, Szczecin został sfotografowany niczym Sztokholm ze skandynawskich kryminałów, a co chwilę robi się gęsto jak u Davida Finchera. Gdzieś tam z tyłu głowy miałem jednak zakodowane przekonanie jak trudne bywa kino spod znaku Żuławskich, jak bardzo staje się wręcz męczące.

I niestety, tak samo jest z „Odwilżą”. Serial składa się z sześciu odcinków, każdy odcinek trwa niecałą godzinę… a po trzech pierwszych byłem tą produkcją szczerze zmęczony i oglądałem do końca tylko po to, by poznać zakończenie całej sprawy. Żuławski ewidentnie przeszarżował z mrocznym klimatem, bo nawet jeśli inspirował się kinem Davida Finchera, to tym wczesnym Fincherem, który też bywał nazbyt ponury. Żeby chociaż dał coś w zamian, bo David Fincher w takim „Se7en” dał widzom przynajmniej oryginalną i wciągającą fabułę.

Największą wadą serialu jest jego schematyczność. Scenariusz jest wypełniony po brzegi utartymi kliszami spotykanymi w innych, bardziej udanych, produkcjach (niekoniecznie tych, którymi Żuławski się inspirował). Wierzyć mi się nie chce, że ci sami producenci nakręcili wcześniej zdecydowanie lepszego „Kruka”. Oba seriale dzielą wszak lata świetlne. Tym większa szkoda całkiem dobrej obsady (udane role Katarzyny Wajdy, Bartłomieja Kotschedoffa i Cezarego Łukaszewicza… tylko Lindy i Fabijańskiego szkoda). 

A już najbardziej było mi przykro HBO, które wcześniej wyprodukowało wspomnianą już „Mare z Easttown”, która miała tu stanowić jedno ze źródeł inspiracji. Jak widać sama stacja telewizyjna popadła w schematyzm (nie ona pierwsza: wcześniej dopadło to platformę streamingową Netflix, która najbliżej dała nam cudowne „Stranger Things”… a potem utrzymany w tym samym klimacie duńskie „Dark”).

Czy serial doczeka się drugiego sezonu? Jeśli tak, to mam nadzieję, że w innej reżyserii. Czy obejrzę jeszcze jakąś produkcję rodziny Żuławskich? Nie sądzę, wątpię wręcz bym sięgnąć w przyszłości po „Wojnę polsko-ruską” (chyba że po książkowy oryginał). Wolę nawet nie wiedzieć jak wypadła nakręcona przez Andrzeja Żuławskiego adaptacja „Na srebrnym globie” (też chyba sięgnę po książkowy oryginał).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz