piątek, 22 lipca 2022


 Cykl na blogu „CultureZone”: „KĄCIK LITERACKI”


Kon'nichiwa. Tym razem odwiedzimy Kraj Kwitnącej Wiśni, w której w równym stopniu jest pięknie, jak i niebezpiecznie. Przekonamy się jak niebezpieczne potrafią być zabawy bronią. Na tapetę biorę głośną powieść science fiction „BATTLE ROYALE” Koushuma Takamiego. Zapraszam.


Koushum Takami, „BATTLE ROYALE” ***** (tł. Urszula Knap)

rok wyd. 1999; rok wyd. pl. 2022


Japonia to taki piękny kraj (w końcu poetycko brzmiące określenie Kraj Kwitnącej Wiśni nie zostało wymyślone bez powodu). Z kolei japońska popkultura, chociaż specyficzna (bardzo mocno osadzona w Japonii), wywarła ogromny wpływ na zachodnią kulturę (spytajcie Wachowskich: bez japońskiego „Ghost in the Shell” nie byłoby „Matrixa”).

Nie inaczej jest z powieścią Koushuma Takamiego, którego „Battle Royale” (mimo że wyrosłe na zachodniej literaturze) wywarło wpływ na Susanne Collins i innych obecnych autorów dystopii.


FABUŁA

Wszystko rozpoczyna się w czasie wycieczki szkolnej z udziałem uczniów japońskiego gimnazjum (odpowiednika polskich liceów). Wycieczka niemal szybko zamienia się w horror, w postaci krwawego reality show. W jego trakcie uprowadzeni gimnazjaliści mają… nawzajem się wykańczać (broń dowolna). Osoba, która jako ostatnia ujdzie z życiem, grę wygra.


OCENA

Bez wątpienia lektura „Battle Royale” była jednym z najmocniejszych przeżyć w tym roku. Była to bowiem jedna z najbardziej wciągających i zapadających w pamięć książek. A jednocześnie nie jest przeznaczona dla wszystkich. Gdy Takami wydał ją w 1999 roku, wywołała niemałe kontrowersje tak w Japonii, jak i na całym świecie. Jak na dystopię, jest to powieść brutalna (w grze uczestniczy 42 gimnazjalistów, więc trupów nie brakuje), a scen przemocy nie powstydziłby się Quentin Tarantino (notabene, zagorzały wielbiciel głośnej adaptacji powieści Takamiego z 2000 roku).

Czy w takim razie wywołałaby szok u czytelników? Autor wymyśla takie sceny śmierci, że pomimo ich karykatury, za pewne zjeżyłyby włos na głowie. Warto tutaj dodać, że po każdej scenie śmierci pojawia się informacja, ile jeszcze zostało bohaterów „do odstrzału” (mówiąc brutalnie).

Książka wywarła ogromny wpływ na zachodnią kulturę popularną (widoczny choćby na kartach trylogii „Igrzyska śmierci”), choć po prawdzie wyrosła z… zachodniej popkultury. W trakcie czytania zmagań grupy gimnazjalistów można odnaleźć nawiązania do książki „Władca much” Williama Goldinga pokazującej, jak okrutne mogą się okazać – wydawać by się mogło, bezbronne – dzieci (zwłaszcza, jeśli nikt ich nie przestrzeże przed szkodliwym użyciem broni). Wtedy chodziło o pokazanie brutalnej dziecięcej natury, która budzi się w najbardziej ekstremalnych warunkach, i tak samo jest również w powieści Takamiego. Żeby przetrwać brutalne reality show, bohaterowie muszą niejeden raz przelać własną krew.

Być może z powodu tej brutalności, oraz z powodu faktu, że dopuszczają się jej dzieci, powieść Takamiego może pozostać na długo w pamięci czytelników. Podobnie, zresztą, jak „Władca much” Williama Goldinga i, za pewne, także „Igrzyska śmierci” Susanne Collins. Nie jest to powieść dla każdego, wielu czytelników za pewne zniesmaczy ogromną liczbą brutalności, niemniej jednak jest to książka dająca do myślenia. Nie dziwi mnie, że niemal od razu została sfilmowana, a jej adaptacja doceniana jest przez Quentina Tarantino. I jeśli sam Tarantino zastanawia się jaki miałby być jego ostatni, dziesiąty, film, to niech to będzie amerykańska adaptacja „Battle Royale”. Jak już kończyć karierę, to z przytupem.

Książka jest do polecenia, ale powinna jej towarzyszyć informacja, że jest to „lektura dla ludzi o mocnych nerwach”. Napisana prostym językiem, niejeden raz wciąga, ale i jeży włos na głowie. Tak jak kiedyś ogromne wrażenie zrobiła na mnie powieść Williama Goldinga, tak teraz tak samo piorunujące wrażenie zrobiła powieść Takamiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz