środa, 31 sierpnia 2022


 Cykl na blogu CultureZone: „PROGRAM W ODCINKACH”


Witam was serdecznie. Tym razem zapuścimy się na odległą planetę, by stoczyć walkę z hordą kosmitów, a także odkryć sekret zagadkowego bytu i odszukać legendarny artefakt. Tym razem zapraszam na recenzję „HALO”.


HALO ****

Twórca: Kyle Killen, Steven Kane

Obsada: Pablo Schreiber, Natascha McElhone, Bokeem Woodbine, Jen Taylor, Charlie Murphy, Kate Kennedy, Bentley Kalu, Natasha Culzac, Burn Gorman, Yerin Ha


Kiedy w 2007 roku zadebiutowała pierwsza część komputerowej gry „Halo”, jej twórcy za pewne nie spodziewali się tak ogromnego sukcesu. Ani tym bardziej takiego wpływu na kulturę popularną. Sukces gry skłonił nie tylko do wyprodukowania kolejnych części serii. Na bazie oryginalnej gry powstały również komiksy i książki poszerzające uniwersum „Halo”. W końcu przyszła też pora na serial aktorski.


FABUŁA

MasterChief (Pablo Schreiber) stoi na czele elitarnej grupy tzw. Spartan, super żołnierzy wyszkolonych do walki z kosmitami. Spartanie są super sprawni w boju, jednak ceną za skuteczność jest wymazywanie im wspomnień i wszczepianie im specjalnego chipa, przez którego są posłuszni niczym psy na smyczy. Nie inaczej jest w przypadku MasterChiefa, który po pozbyciu się swego chipa zaczyna drążyć tajemnice swojego dzieciństwa. Wpływ na to miałby mieć tajemniczy artefakt, którego pożąda uprowadzona tajemnicza blondyna (Charlie Murphy).


OCENA

Informacja o adaptacji kultowej gry „Halo” na pewno zelektryzowała wielu wielbicieli konsoli PS. Gdy jednak pojawiały się wstępne informacje dotyczące planowanej adaptacji, niejeden fan za pewne dostawał białej gorączki ze szczęścia. Serial miał bowiem odejść od kanonu wytyczonego przez serię gier. Burza wokół kręconej adaptacji to dość powszechne zjawisko. Fani nie zdają sobie sprawy, że adaptacje gier/serii książkowych/komiksów (niepotrzebne skreślić), lub kinowe wersje seriali są kręcone na zasadzie: „fanów kochamy, ale olewamy”. Adresatami nie są wcale fani, tylko masowi odbiorcy, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z materiałami źródłowymi. Co nie zmienia faktu, że warto dokonać drobnych porównań z materiałami źródłowymi.

Przyznam się, że nigdy nie grałem w serię gier „Halo”, ani nie czytałem książek, które miały poszerzać to growe uniwersum. Na ile więc jest to wierna adaptacja, tu muszę się posiłkować uwagami, dotyczącymi zbieżności między serialem, a materiałem źródłowym. Wytykano chociażby to, że growy MasterChief ani razu nie zdejmował hełmu, a co dopiero uniformu, a tutaj były takie sekwencje, w których paradował bez całego rynsztunku. Poza tym (i tu pewnie fani gry się ze mną zgodzą) oryginalne „Halo” było grą pierwszoosobową i to w sekwencjach strzelankowych (czy to z perspektywy MasterChiefa, czy kogoś innego ze Spartan), a w serialu akcja jest poprowadzona z perspektywy trzecioosobowej. O tym, że gra jest pierwszoosobowa, twórcy przypominają sobie dopiero w ostatnim odcinku (i to, rzecz jasna, w sekwencjach strzelankowych).

Jedyne, co mogłoby usprawiedliwić twórców serialu, to forma, w jakiej serial nakręcono. Sezon 1 został pomyślany za pewne jako origin story i tak właśnie ten serial się ogląda. Po obejrzeniu ostatniego odcinka można przyjąć, że drugi sezon – który już się produkuje – będzie bardziej odzwierciedlał fabułę gry. Dopiero tu poznajemy bliżej MasterChiefa, oraz sztuczną inteligencję, z którą będzie tworzył integralną całość. I być może od drugiego sezonu już definitywnie nie będzie zdejmował ani hełmu, ani uniformu (nawet kładąc się do łóżka?).

Zresztą, serial broni się pod kątem kostiumów, czy muzyki. Uniform MasterChiefa jest dokładnie taki jak w serii gier PS. Póki co serial bardziej przywodzi na myśl klasyczną militarną fantastykę naukową (kojarzycie film „Żołnierze kosmosu” Paula Verhoevena?), z której za pewne wyrósł growy oryginał. No i obsada też daje radę (zwłaszcza Pablo Schreiber jako MasterCheif). Nie spisuję serialu na straty, zobaczymy jak się produkcja rozwinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz