czwartek, 16 maja 2024

 

Cykl na blogu „CultureZone”: „UBÓSTWIANA ÓSEMKA”


Cześć wszystkim. Popkultura bywa fajna, ale i zwodnicza. Nie tylko przez przedstawianie znanych i oklepanych schematów (o których popełniłem ranking), ale i przez wprowadzanie w błąd widzów w dowolnym wieku i o różnych zainteresowaniach. Przygotowałem dla was zatem ranking ośmiu najpopularniejszych POPKULTUROWYM MITÓW. Zaczynamy.


8, popkulturowe menu kotów i bocianów [filmy rysunkowe]

Zaczynamy od klasycznego wariantu spędzającego sen z powiek hodowcom zwierząt. Wspomniane tu popkulturowe mity są o tyle krzywdzące, gdyż karmi się nimi dzieci. Jeśli chodzi o bociany, pewnie łatwiej byłoby wyjaśnić, że wbrew temu co pokazują bajki, boćki żywią się gryzoniami, a żaby jedzą z braku lepszego pożywienia. Gorzej z menu kotów, bo po obejrzeniu choćby „Kota Filemona” dziecko uznałoby, że mruczki chłepczą mleko (w ogóle wokół kotów narosło sporo mitów, nie tylko w popkulturze…). Lepiej im jednak nie dawać mleka, bo organizm kota nie trawi laktozy, tylko wodę (byle przefiltrowaną).

Pozostając jeszcze w sferach zwierząt, zagłębimy się w odmętach mitologii i ogólnej fantastyki. To w nich pojawia się - nomen omen - jeden z najpopularniejszych popkulturowych mitów głoszący, że

7, sowy to inteligentne ptaki [mitologia]

Kolejne zakłamanie robiące krzywdę zarówno ptakom (tu: sowom), jak i karmionym nimi osobom (tu: fanom mitologii i ogólnie pojętej literaturze fantasy). Każdy ornitolog potwierdzi, że sowy inteligencją nie grzeszą, tymczasem w mitologii greckiej ptaki te uchodziły za symbol mądrości i były świętymi ptakami Ateny, bogini mądrości. Z kolei w fantasy (np. w serii o Harrym Potterze) były bardzo pożyteczne i służyły za listonoszy. Lepiej od nich jednak sprawdziłyby się kruki, prawdziwi geniusze wśród ptaków. Mit o mądrości sów wziął się z powodu charakterystycznych dużych oczu zajmujących 1/4 głowy. Tak jakby nosiły okulary.

Przejdziemy teraz do kina akcji, zwłaszcza sekwencji strzelanek. Za pewne niejeden widz siedzi w takiej sytuacji dosłownie na krawędzi fotela, czekając aż w końcu osoba A strzeli do osoby B. No bo przecież

6, headshoot/strzał w stopę na pewno załatwi przeciwnika [kino akcji]

Jeden i drugi wariant błędnie utrzymują widzów kina akcji w swoich przekonaniach. W tym przypadku oba cele są o tyle trudne do trafienia, gdyż są ruchome. Są jednak z nimi o wiele poważniejsze problemy: co do stóp, wszystko zależy od miejsca trafienia, bo może się skończyć na lekkim zranieniu. Jeszcze poważniej jest z głową: tu przydałby się snajper o naprawdę sokolich oczach. Trzeba być średnio ogarniętym w anatomii ludzkiego ciała, by nie zauważyć, że głowa jest dość mała proporcjonalnie do reszty ciała. Powodzenia więc każdemu, kto w realu wziąłby przykład od twardzieli kina akcji.

Westerny są pełne stereotypów (weźmy takich Indian - czy oni na pewno skalpowali, albo odczyniali tańce modląc się o deszcz?). Zwłaszcza jeśli chodzi o kowbojów, którzy w każdym, ale to każdym westernie musieli urządzać

5, pojedynki „w samo południe” [westerny]

Ten popkulturowy mit zapoczątkował western „W samo południe” Zinnemanna. Po jego sukcesie wałkowano do znudzenia wariant pojedynków odbywających się o 12:00. Niektórzy z tego sobie żartowali (Robert Zemeckis w „Powrocie do przyszłości 3”). Prawda jest jednak mniej wystrzałowa niż podają to filmy lub beletrystyka. Dziki Zachód był dziki jedynie z nazwy (choć nie przesadzałbym z tym lukrowaniem tego okresu), a same pojedynki zdarzały się sporadycznie (i niekoniecznie musiały się odbywać o 12:00). Samych ofiar pojedynków można policzyć na palcach jednej ręki.

Pytanie retoryczne do psychologów: co się stanie, gdy lunatyk zostanie przebudzony? Pytam, bo popkultura wyraźnie daje widzom do zrozumienia, że

4, nie wolno budzić lunatyków [filmy psychologiczne]

Z tym blefem spotkałem się już w dzieciństwie, oglądając różnego rodzaju komedie, filmy familijne, lub kreskówki, których twórcy bawili się w psychologów. Gdy na scenie wyskakiwał lunatyk, jedna osoba mówiła do drugiej: „Nie wolno budzić lunatyków”. Filmowcy utwierdzali widzów w przekonaniu, że budzenie lunatyków jest niebezpieczne, w tym dla lunatyków, bo mogliby okazać się agresywni. Tymczasem dla nich bardziej niebezpieczny jest sam sen, bo pogrążeni w nim głęboko straciliby kontakt z otoczeniem i mogliby zrobić sobie krzywdę. Pora wstawać.

Mit z miejsca 4. za pewne zburzy wyobrażenie niejednej kobiety, ale co mi tam - jestem prostym, bardziej racjonalnym, chłopem. I uważam, że mitem jest

3, prawdziwa miłość tylko od pierwszego wejrzenia [komedie romantyczne]

Każda kobieta marzy o tym idealnym mężczyźnie, który wjedzie jej do salonu na białym koniu, w lśniącej (wręcz wypolerowanej) zbroi, wypucuje mieszkanie na błysk, pozmywa naczynia, posłuży za tarczę obronną. A kobiecie pojawią się serduszka zamiast oczu, jakby mężczyzna okazał się jeszcze boskim atletą z bicami jak Mount Everest. Jak nie spełnia tych norm, trzeba go zmienić. Ten mit utrwaliły komedie romantyczne. Tymczasem aby miłość mogła zakwitnąć na dłużej (albo w ogóle mogła zakwitnąć), obie połówki muszą się bliżej poznać. Niekoniecznie w czasie łóżkowych uniesień…

Dobra - było o popkulturowych mitach o kobietach, pora na mężczyzn, bo popkultura nawet nas nie oszczędza. Szczególnie w kwestii wzrostu. Według utartego popkulturowego schematu

2, mężczyzna zaczyna się po 180 (centymetrach) [komedie romantyczne, melodramaty]

Ponoć wielkość ma znaczenie (nie tylko w kwestii wzrostu...). Dlatego nie ma lepszej partii dla kobiety (zawsze mierzącej 150-160 cm), niż „chłop jak dąb”. Widać to zwłaszcza w filmach. Jeśli aktor nie spełniał norm, trzeba było sobie z tym radzić (mierzący 173 cm wzrostu Humphrey Bogart na planie „Casablanki” zakładał buty na koturnach by być wyższym od mierzącej 175 cm Ingrid Bergman). Kobietom bardziej niż na wysokim wzroście (czy nawet długości tego, co chłopy mają w spodniach) zależy jednak na charakterze. Wzrost ma drugorzędne znaczenie (pisze to dżentelmen wysoki na „marne” 170 cm…).

Pierwsze miejsce powinno należeć do stereotypowego obrazu piratów (drewniana proteza, gadająca papuga usadowiona na ramieniu, opaska na jednym oku, hak zamiast dłoni), ale wybrałem inny przykład. Będzie to mit niedający spokoju wielu historykom. Co ja jednak poradzę, że popkultura utwierdza widzów i czytelników w przekonaniu, że

1, Wikingowie nosili „rogate hełmy” [kino historyczne]

Być może zwycięzca wydaje się oczywisty, ale powiedzmy wprost: nie ma nic gorszego, niż fałszowanie historii. Zwłaszcza w książkach i na ekranie. Wikingowie nie potrzebowali rogów, by przeciwnicy trzęśli się ze strachu. Wystarczył odpowiedni bojowy make up i do boju! Mit o rogatych hełmach wziął się ze strojów do „Pierścienia Nibelungów” Wagnera i przetrwał do dziś, choć współcześnie kolejni pisarze go podważają. Jeżeli już jakieś plemiona miały nosić rogate hełmy, to Achajowie, ale kto oglądał „Troję” i widział hełm Achillesa granego przez Brada Pitta, ten pewnie nie zdawałby sobie z tego sprawy.


To był mój ranking popkulturowych mitów. Które przykłady wam przychodzą do głowy i które najchętniej byście obalili? Piszcie swoje typy w komentarzach, a my widzimy się za tydzień z nowym rankingiem. Cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz