czwartek, 29 sierpnia 2024

Cykl na blogu „CultureZone”: „UBÓSTWIANA ÓSEMKA”


Cześć wszystkim. W związku niedawną premierą remake’u „Kruka” (zastanowię się nad pisaniem recenzji), przygotowałem ranking POŚMIERTNYCH KREACJI AKTORSKICH (bo pamietajmy, że rola Erica Dravena była ostatnią w karierze Brandona Lee tragicznie zmarłego w czasie realizacji oryginalnego filmu). Zaczynamy.


8, Bruce Lee („Wejście smoka”, reż. Robert Clouse; rola: karateka Lee)

Skoro mowa o Brandonie Lee, nie sposób nie zacząć tego typu rankingu inaczej niż od jego ojca. Wokół śmierci Bruce`a Lee zaczęły krążyć legendy. W jednej z nich Bruce Lee miał zginąć m.in. za ujawnienie tajemnic klasztoru Shaolin. Nie mógł więc doczekać się fenomenu jakim okazał się film Roberta Clouse`a. Prawdy nie poznamy nigdy, jedno wiadomo. O ile śmierć Bruce`a Lee mogła zostać uznana za tragiczny wypadek przy pracy, o tyle po śmierci jego syna na planie oryginalnego „Kruka” (choć i tu doszło do wypadku) zaczęto mówić o „klątwie Lee”.

Śmierć aktora w trakcie realizacji filmu jest problematyczna. Niektórzy wychodzą z nich obronną ręką. Na przykład ekipa „Gladiatora”.

7, Oliver Reed („Gladiator”, reż. Ridley Scott; rola: Proximo)

Reed wcielał się w postać Proxima, nauczyciela szkolącego gladiatorów do walk na arenie. Aktor od kilku wcześniejszych lat chorował na serce i jego śmierć w trakcie realizacji filmu Scotta była poważnym zaskoczeniem dla ekipy. Z pomocą przyszli spece od efektów specjalnych, którzy za pomocą obróbki komputerowej ożywili zmarłego aktora. A ponieważ efekty komputerowe w filmie są pierwszorzędne (starożytny Rzym), trudno odgadnąć, w których momentach prawdziwego Reeda zastąpił komputerowo wygenerowany sobowtór. To się nazywa magia kina.

Zmarłemu w trakcie realizacji filmu aktorowi winny jest jakiś szacunek. Nie tylko ze strony obsady dziękującej w jego imieniu za uznanie i nagrody, ale też ze strony ekipy. Coś takiego spotkało m.in. Paula Walkera.

6, Paul Walker („Szybcy i wściekli 7”, reż. James Wan; rola: Brian O`Conner)

Zakończenie „Szybkich i wściekłych 7” być może w minimalnym stopniu różniłoby się od tego, który otrzymaliśmy, gdyby Paul Walker nadal by żył. To co jednak w finalnej wersji trafiło do filmu, złamałoby serca największych kozaków. Wewnętrzny monolog Vin Diesela traktujący o tym, że gdziekolwiek Brian O`Conner pojedzie, zawsze będzie w jego pamięci i sercu, ckliwy utwór Charliego Puffa „See You Again” w tle, ujęcie na rozjeżdżające się auta bohaterów i wisienka na torcie: pośmiertna dedykacja „Dla Paula”. Ma ktoś chusteczki pod ręką?

Jednym z najwiekszych wyróżnień dla zmarłego aktora jest nominacja do nagrody filmowej. Pierwszym, któremu przypadł ten zaszczyt, był Peter Finch. Jeśli chodzi o aktorki, była nią Jeanne Eagels. 

5, Jeanne Eagels („List”, reż. Jean de Limur; rola: Leslie Crosbie)

Jeanne Eagels otrzymała nominację do Oscarów w 1930 r. za występ w „Liście” (którego premiera miała miejsce jeszcze za jej życia, dlatego uplasowała się dopiero na piątym miejscu). Niestety, nie dożyła oscarowej gali, przegrywając walkę z uzależnieniem w wieku zaledwie 39 lat. Zmarła 3 października 1929 roku w Nowym Jorku po przedawkowaniu środków nasennych. Nie oznacza to jednak, że świat całkowicie o niej zapomniał. Na kartach historii zapisała się bowiem jako pierwsza kobieta pośmiertnie nominowana do Oscara. 

Jeśli już mówimy o pośmiertnym śladzie gwiazdy produkcji, nikt nie zostawił lepszego niż Stan Lee w swoim ostatnim cameo.

4, Stan Lee („Avengers: Koniec gry”, reż. Russo Brothers; rola: kierowca samochodu z przesłaniem)

Cameo też rola filmowa, chociaż znacznie krótsza od drugo-, a już na pewno od pierwszoplanowej. Stan Lee wyspecjalizował się w swoich cameo niemal perfekcyjnie, dostarczając fanom swoim komiksów i zwykłym widzom wiele emocji. W swoim ostatnim cameo, który mięliśmy okazję obejrzeć w „Avengers: Końcu gry”, pozostawił nas z prostym przesłaniem. Żeby „czynić miłość, nie wojnę”, by się kochać, a nie walczyć. Tyle wystarczyło, by twórca komiksów wydawnictwa Marvel okazał się nie w ciemię bitym pacyfistą. Laury dla niego, proszę.

Także w Polsce dochodziło do sytuacji, kiedy premiera jakiegoś filmu odbywała się po śmierci jakiegoś aktora. Najlepszy tego przykład: pośmiertna rola Zbyszka Cybulskiego.

3, Zbigniew Cybulski („Morderca zostawia ślad”, reż. Aleksander Ścibor-Rylski; rola: Rodecki)

Nazywany polskim „Jamesem Deanem”, aktor zawsze żył na przekór przyjętym schematom i na granicy ryzyka. Nie tylko buntował się przeciwko zasadom przyjęcia rolom (słynny sprzeciw wobec ubrania się w strój AK-owca na potrzeby roli w „Popiele i diamencie”), ale też sporo ryzykował w swoim życiu. Ostatni swój ryzykowny wyczyn kosztował go życie. Będąc w trakcie realizacji filmu „Morderca zostawia ślad”, zginął skacząc z peronu 4 pod kołami pociągu jadącego z Wrocławia do Warszawy. Premiera filmu Ścibora-Rylskiego odbyła się rok potem.

Skoro był „polski James Dean”, czas na prawdziwego Jamesa Deana. Spośród trzech jego świetnych ról wybrałem jedną, która jako pierwsza odbyła się po jego śmierci.

2, James Dean („Na wschód od Edenu”, reż. Elia Kazan; rola: Kane)

Za życia Jamesa Deana odbyła się premiera tylko jednego filmu, w którym zagrał główną rolę: „Buntownika bez powodu” Nicholasa Raya (wcześniej występował w tle). W międzyczasie James Dean zaczął grać również w dwóch innych filmach: „Na wschód od Edenu” i „Olbrzymie”. James Dean uwielbiał szybkie samochody i przez szybkie samochody zginął. Jego porsche zderzył się z jadącym znad przeciwka samochodem osobowym. Oba filmy, nad którymi w tym czasie pracował, miały premierę po jego śmierci.

Zwycięzca rankingu też, co prawda nie zmarł w trakcie realizacji ostatniego filmu ze swoim udziałem, ale to zestawienie gwiazd, które nie dożyły ich premier. A aktor z miejsca 1 zasługuje na podium jak żaden inny (także z powodu popremierowego wyróżnienia).

1, Heath Ledger („Mroczny Rycerz”, reż. Christopher Nolan; rola: Joker)

Cierpiący na chorobę dwubiegunową aktor, bez ustanku rozmyślał jak zagrać swoje role. Nie inaczej było w przypadku Jokera z filmu Nolana. Ledgerowi bez przerwy przychodziły do głowy nowe pomysły, w efekcie czego zaczął popadać w bezsenność. Próbował się wyciszyć, zażywając narkotyki, ale te poskutkowały tylko rozwodem z Michelle Williams. W końcu sięgnął po antydepresanty, które zaczął brać w coraz większych ilościach. Zmarł w styczniu 2008 roku, pół roku przed premierą filmu, a rok potem otrzymał zasłużonego Oscara.


To był ranking aktorów, którzy nie dożyli premier ostatnich filmów ze swoim udziałem. Które nazwiska wam przychodzą do głowy? Piszcie swoje typy w komentarzach, a my widzimy się za tydzień z nowym rankingiem. Cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz