Cykl na blogu „CultureZone”: „W MUZYCZNĄ PODRÓŻ W CZASIE”
Cześć wszystkim. W dzisiejszym odcinku zapinamy pasy i przenosimy się do lat 90, w których zapoznamy się z historią przełomowej płyty „I SAY I SAY I SAY” duetu Erasure Zaczynamy.
HISTORIA ALBUMU
„I Say I Say I Say” to szósty album studyjny angielskiego duetu synth-popowego Erasure, wydany w 1994 roku przez Mute Records w Wielkiej Brytanii i Elektra Records w USA. Album został wyprodukowany przez Martyna Ware'a, który był członkiem-założycielem weteranów synth-popowych grup Human League i Heaven 17.
Po wydaniu stał się czwartym z rzędu albumem studyjnym Erasure, który osiągnął 1. miejsce na liście przebojów w Wielkiej Brytanii i piątym w klasyfikacji generalnej, generując trzy single w pierwszej dwudziestce. W USA „I Say I Say I Say” zadebiutował i osiągnął 18. miejsce na liście Billboard 200, z łatwością bijąc ich poprzednie najwyższe miejsce na liście przebojów. W Niemczech album wspiął się na szóste miejsce.
Chociaż Erasure zawsze cieszyło się popularnością w społeczności amerykańskich klubów tanecznych, wraz z rozwojem grunge rocka zespół stracił na popularności w radiu studenckim, stacjach głównego nurtu i MTV do 1994 roku. To sprawiło, że jeszcze większym zaskoczeniem było, gdy ballada „Always” zapewniła im trzeci hit w pierwszej dwudziestce na liście Billboard Hot 100 we wrześniu.
Album ukazuje klawiszowca/programistę Vince'a Clarke'a kontynuującego swój znak firmowy, wyłączne używanie analogowych syntezatorów i sekwencerów sprzed wprowadzenia MIDI, z dodatkowym narzuconym sobie ograniczeniem, że nie wolno używać żadnych automatów perkusyjnych. Zamiast tego Clarke użył syntezatorów do stworzenia dźwięków perkusji i bębnów na albumie.
UTWORY PROMUJĄCE
Album był promowany przez trzy utwory. Na pierwszy ogień poszła piosenka, która odniosła największy sukces w historii zespołu w latach 90. Chodzi o „Always” [nr 6], które zadebiutowało 11 kwietnia, któremu towarzyszył zapadający w pamięć wideoklip.
Na kolejny utwór promujący trzeba było czekać do pierwszej połowy czerwca. 18 czerwca bowiem wydany został singiel „Run to the Sun” [nr 5], który w przeciwieństwie do poprzedniego tytułu odniósł umiarkowany sukces.
Z kolei 18 listopada 1994 roku w eterze ukazał się trzeci, ostatni, utwór promujący. Tym razem wybór padł na „I Love Saturday” [nr 2], który jednak również spotkał się z chłodniejszym przyjęciem ze strony słuchaczy.
A jak przyjęto samą płytę Erasure?
PREMIERA I SUKCES
Krążek duetu zebrał zróżnicowane opinie, w których trafiały się zarówno pozytywne jak i zdecydowanie bardziej negatywne.
Po wydaniu albumu, James Slattery z Melody Maker uznał, że Erasure podjęło „błędne dążenie do poważnego uznania krytyków”, co zaowocowało tym, że „największy zespół singlowy ostatnich 10 lat” wyprodukował album bez „pewnego miejsca w pierwszej piątce” i tylko „przebłysków tego, co mogłoby być”. Skomentował:
„Erasure wydaje się zbyt chętne do powściągnięcia ekstrawagancji i zdecydowania się na utylitarne brzmienie pop-techno, kołysząc się w mgle lekkiej umiarkowania”.
Alan Jones z Music Week zauważył, że album „niestety zawiera mniej wartościowych utworów niż jakikolwiek poprzedni album Erasure” i przewidział, że będzie „na początku ogromny”, ale z „krótszym niż zwykle życiem na listach przebojów”. Wyróżnił „Always” za „wyróżnianie się głową i ramionami nad resztą”.
Steven Wells z NME uważał, że Erasure „po raz kolejny udowodnili swoją wartość” albumem, który „przebiega całą gamę obecnego bink-bash-bleep-bonk-diddley-bop dancepop”. Dodał:
„Jest tu dziesięć krzykliwie oczywistych międzynarodowych hitów w pierwszej dziesiątce, wszystkie z nich to hymny na cześć niewinności, która rozpaczliwie pragnie zostać zepsuta, a wszystkie z nich mają wspaniałe, drżące, wznoszące się, mdłe i słodkie melodie, które wiją się i podrygują obok przerażonego intelektu i zmierzają prosto do kanalików łzowych”.
link: https://youtube.com/playlist?list=PL1PBfSEqTSeBti_ByR1VPmArLOchqvGtx&si=_-hJwSZF0yZf_WkO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz